niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 12. Słodkie "Laxi~ Plaxi~" i urywki z przeszłości.

Niedziela, 22. Luty x792.

Gildia Fairy Tail.


Pov. Laxus


Siedziałem znudzony monotonią panującą w gildii. Nawet wygodny fotel znajdujący się zawsze na drugim piętrze gildii przestał być już tak wygodny jak kiedyś. Nie mogłem usiedzieć w miejscu. W ogóle nie mogłem znaleźć sobie miejsca od dobrych paru godzin. W końcu przysiadłem na stołku barowym przy ladzie i obserwowałem krzątającą się za barem Mirę. Mógłbym się jej przyglądać jej godzinami. Można by powiedzieć, że była jak zawsze, ale niestety… czegoś jej brakowało. Brakowało jej tego jej uśmiechu. Słodkiego i krzepiącego uśmiechu, który zawsze mogliśmy wszyscy otrzymać od niej. Mimo, że wróciła do życia po zniknięciu Lucy to nie uśmiechnęła się ani już prawdziwym uśmiechem.
Nagle znikąd przede mną pojawił się przede mną drink. Być może to Mira mi go postawiła przed nosem, gdy siedziałem zatopiony w myślach. Wzruszyłem ramionami i upiłem łyk i westchnąłem ciężko, gdy zimny alkoholowy napój przepływał mi przez gardło. Nagle zrobiło mi się gorąco i jednocześnie zimno. Z początku przyszła mi myśl, że znów pewnie Natsu z Grayem aktywowali do bójki ich elementy ognia i lodu, ale później zaczęło mi wirować w głowie a odgłosy dochodzące z hali gildii zaczęły się rozmywać i mieszać jakby dochodziły gdzieś z daleka albo zza szklanej ściany.
Próbowałem się z tego otrząsnąć, ale coś do mnie przyszło… Dziwne wrażenie jakbym usłyszał uroczy głos małej dziewczynki. „Laxi~ Plaxi~”. Nagle poczułem ciążące mi powieki i nawet nie opierałem się tylko zamknąłem powoli oczy pogrążając się we śnie. Usłyszałem ponownie ten sam głosik.


~~Sen_Flashback~~

Stałem początkowo w pustce rozglądając się w, około gdy nagle ukazał się obraz dwójki blondwłosych dzieci. Starsze z dzieci był chłopiec wyglądał na 7-8 lat i wyglądał jak ja? O-ok, ma także kolczaste blond włosy i bliznę na prawym oku jak ja. To w takim razie musze być ja. Za to dziewczynka wyglądała na 3 latka. Ubrana w niebieską sukienkę z falbankami i tego samego koloru pantofelki. Tak samo blond włoski miała związane w dwa kucyki zakręcone jak sprężynki związane niebieskimi wstążkami i te jej duże brązowe oczy. 

„To musi być mała Lucy skoro ten dzieciak z nią to ja.” Pomyślałem.

 Siedziała na rozłożonym na trawniku różowym puszystym kocyku otoczona przeróżnymi pluszowymi lalkami. Chichotała się patrząc na małego mnie i klaskała radośnie w jej małe dłonie.
- Laxi~ Plaxi~, Laxi~ Plaxi~. – Powtarzała chichocząc się uroczo. (Co wywołało u mnie automatycznie uśmiech patrząc na to.)
- Lu~! Przestań, rozpraszasz mnie. – Mały ja upomniał małą Lucy. Wydawał się być zły, że przeszkadza jemu, mimo że nie okazał złości. Żachnął się na młodszą siostrę. Wydawał się w tym czasie trenować. Przyjrzałem się dokładniej scenerii. To był piękny ogród pełen zieleni i kwiatów. W oddali stała rezydencja, przed którą na tarasie przy herbacie siedziało małżeństwo w wieku około 30 roku życia. Oboje o blond włosach. Piękna kobieta o dużych brązowo-czekoladowych oczach i długich pięknych włosach. Ubrana w piękną długą elegancką różową suknię. Przypominała mi starszą wersję Lucy. Idealna jak ona. Za to przy niej siedział blondwłosy mężczyzna i wąsem w eleganckim dopasowanym szarym garniturze. Oboje przyglądali się naszym młodszym formom z uśmiechem na twarzach popijając herbatę we wczesno popołudniowym letnim słońcu. 

„To muszą być nasi rodzice…” Pomyślałem.

 Nagle mężczyzna wstał z fotela i podszedł do małej Lucy przykucnął przy niej i pieszczotliwie pogłaskał po główce uśmiechając się do nas obojga.
- Lucy, kochanie nie przeszkadzaj bratu. – Upomniał małą, na co ona zachichotała i skinęła główką do ojca. Za to on zwrócił tym razem wzrok w stronę młodszego mnie i lekko zmarszczył brwi. – Laxus, przyłóż się. To ważne byś się skupił na tym ataku. I odsuń się trochę od Lucy… nie wiadomo nigdy czy nie stracisz kontroli nad tym ruchem. – Zwrócił się do mnie. Było słychać w jego głosie upomnienie, mimo że był srogi to wiedziałem, że chciał dla nas jak najlepiej. Teraz pamiętam. Trenowałem pod jego czujnym okiem, dlatego tak mnie szturmował, a też nie chciał abym skrzywdził Lu.
- Dobrze, ojcze. – Odpowiedziałem z powagą i przesunąłem się parę metrów od miejsca, w którym siedziała Lu. Ojciec skinął głową dumnie i odszedł z powrotem na taras gdzie siedziała matka pod parasolem. Nie wiele pamiętam, ale miło mi się na to patrzy. Przyjemny widok. Znów zobaczyć całą naszą czwórkę. Matkę, Ojca, mnie i Lucy. – Lu, słyszałaś Tatę… Muszę trenować i muszę się skupić. Pobaw się grzecznie, a gdy skończę pobawimy się razem. – Powiedziałem do młodszej siostry, gdy kucałem naprzeciwko jej malej postaci. Za to ona spojrzała na mnie jej dużymi błyszczącymi jak klejnoty oczami, które jeszcze nie zostały odkryte przez nikogo na Earthland. Była urocza.
- Bzie, Onii-chan~. – Zapiszczała tuląc się do mnie, a gdy mnie puściła, jej uwagę z powrotem przykuły pluszowe zabawki, które ją otaczały. Teraz pamiętam. Właśnie odszedłem od niej, aby zacząć ponownie trenować, co ojciec mi nakazał, gdy nagle wyczułem ogromną magiczną moc w okolicy miejsca pobytu Lucy. Spojrzałem w tamtą stronę, aby zobaczyć, że Lucy nagle uniosła się lekko w powietrze nad jej kocykiem i lewitowała. Chichotała się będąc wewnątrz delikatnego wiru z gwiezdnego pyłu i znaków zodiakalnych. Moja młodsza forma wytrzeszczyła oczy na to w lekkim przerażeniu.
- Mamo~! – Krzyknąłem w stronę Matki nadal obawiając się o Lucy nie wiedząc, co się dzieje.
- Ciocia~ Yaay~! Zaszczebiotała szczęśliwie Lucy nadal lewitując i klaszcząc w rączki.
- Nie popadaj w panikę, Laxus. – Upomniał mnie Ojciec, który siedział koło Matki z zadowolonym wyrazem twarzy. – Po prostu Aktywowała się jej magiczna moc. Myśleliśmy, że dopiero to się stanie zimą, a tu proszę. Wszystkiego Najlepszego Lucy. – Zaśmiał się Ojciec przytulając szczęśliwą Matkę.

„Czyli to był dzień trzecich urodzin Lucy.” Przebiegła mi taka myśl przez głowę.

- Wyczuła Stellę. – Zachichotała Matka. Za to w drzwiach wychodzących z rezydencji na taras pojawiła się niska starsza pani w stroju pokojówki. Ukłoniła się przed naszymi rodzicami.
- Layla-sama, Jude-sama. Mają państwo gości. – Oznajmiła.
- Dziękujemy, Spetto-san. Teraz możesz odejść na spoczynek. – Odpowiedziała jej grzecznie Matka posyłając jej swój cudowny uśmiech, który najwidoczniej odziedziczyła Lucy po niej. Staruszka ukłoniła się ponownie i odeszła. Po chwili na tarasie pojawiło się pięć postaci. Wśród ich była kobieta nieco starsza od naszej matki, lecz były do siebie podobne. Podeszły do siebie i się uściskały jakby się dawno nie widziały.
- Stella… - Matka szepnęła tuląc swoją siostrę. Mimo tego usłyszałem to. Ojciec stał w pobliżu matki i skinął głową oficjalnie na czerwonowłosego mężczyznę, który także nie odstępował na krok naszej Ciotki. Im także towarzyszyła inna para. Mężczyzna o krótkich czarnych kolczastych włosach i wy kolczykowanym ciele. Obok niego stała piękna kobieta o długich niebieskich włosach.

„Skoro Ciotka jest tutaj to ten z czerwonymi włosami to Igneel, za to pozostała dwójka to Metalicana i Grandeeney.” Pomyślałem, gdy przyglądałem się zdarzeniom.

Jakież było moje zdziwienie, gdy zza Igneela i Metalicany wybiegli dwaj chłopcy. Jeden wydawał się być rok starszy od Lucy i miał różowe włosy i szalik na szyi za to drugi był może rok lub dwa lata ode mnie młodszy i miał czarne kolczaste włosy i przekłute brwi.

„Hah. Przecież to Natsu i Gajeel!” Zaśmiałem się w myślach. Stanęli przed naszymi rodzicami z dużym uśmiechem na twarzach.

- Dzień dobry Layla-san, Jude-san. – Obaj radośnie i grzecznie się z nimi przywitali. Za to Natsu natychmiast odwrócił się od nich, gdy wyczuł nadchodzącego mnie z małą Lucy u mnie na barana. Za to Lucy bawiła się moimi włosami.
- Laxus… - powiedział do małego mnie znajomy mi głos. Głos dziadka… Niestety wizja mi się rozmyła i pojawiła się kolejna.

Przede mną scena jak z najgorszego koszmaru. Usłyszałem krzyk… Rozpoznałem głos. To był krzyk 6 letniej Lucy. Tym razem to było jakby kilka lat później. Lucy leżała na podjeździe do rezydencji, a młody ja, który wyglądał na 11 lat stał ochronnie przed nią. Przed nami stała Matka z Ojcem, którzy stali w pozycji do walki chcąc nas chronić. Spojrzałem na wroga, który chciał zaszkodzić naszej rodzinie w tamtym czasie. I gdy tylko go zobaczyłem… Zacisnąłem dłonie w pięści.

 „Zeref…” przeszło mi od razu przez myśl, gdy tylko zobaczyłem jego czerwono-krwiste oczy i emo czarne włosy. Stał złośliwie uśmiechając się do naszych rodziców. Nagle ojciec odwrócił do mnie głowę i krzyknął.

- Laxus! Rusz się i zabierz Lucy! Nie ma czasu, musicie się ukryć! – Krzyknął do mnie, co jak zauważyłem mnie zmroziło. Nie chciałem ich zostawiać. Chciałem im pomoc, a przynajmniej pomóc.
- Ale ojcze… Muszę wam pomóc! – Krzyknąłem stawiając sprzeciw.
- Nie stawiaj się młodzieńcze! Pomożesz zabierając stąd swoją siostrę! Nic nam nie będzie! Ochronimy was! To was chce Zeref! – Ryknął na mnie zły, ale także mogłem zauważyć w jego oczach łzy.
Widziałem, że młody „Ja” się poddał, spuścił potulnie głowę zaciskając dłonie w pięści zawrócił się na pięcie i szybkim krokiem prawie biegnąc chwycił zapłakaną Lucy umieszczając ją na plecach i pobiegł z nią w stronę rezydencji. Wiem, że musiałem chronić najbardziej jak tylko mogę Lucy.

Ponownie rozmycie… Tym razem nic nie było widać tylko ciemność jedynie słyszałem głosy. Znajome głosy. To były dwie kobiety. Rozmawiały bardzo cicho jakby nie chciały kogoś obudzić czy coś.

- Stella… Musimy to zrobić. To jedyne wyjście. – To był głos Matki. Wydawała się załamana.
- Layla… Nie wiem czy to dobry pomysł. Mimo to dzieci nie będą w stu procentach bezpieczne. Mimo wszystko może przyjść po nie. A Lucy… To dla niej za ogromne ryzyko, aby blokować jej jaźń. Posiada ogromną moc. – Ciocia szeptała próbując przekonać Mamę.
- Zrozum Onee-san… Musimy! Nie tylko dla dzieci, ale także dla całej ludzkości. Laxus także będzie musiał. To samo z Chłopcami Igneela i Metalicany. Bo Wendy jest jeszcze za malutka jeszcze nie ma zbyt wiele wspomnień. Nie będzie pamiętała dzieci. Rozmawiałam już z Ojcem. Laxus po wszystkim zostanie z nim. Za to Lucy zostanie z Judem jakby nic się nie stało. Dla mnie nie pozostało wiele czasu Onee-san. Jude o niczym nie wie, ale atak Zerefa sprzed 3 lat pozbawia mnie powoli życia. Stella nie jestem już w stanie ich dłużej chronić. A wy także musicie odejść i się ukryć z Igneelem i resztą.  Spokojnie niech się nie martwią o dzieci. Przyjdzie taki czas, że odnajdą drogę do domu, do „Fairy Tail”… czuję to. Ale teraz błagam… Nie mogę pozwolić by Zeref położył swoje brudne łapska na ich i ich uprawnieniach. Pomóż mi. – Błagała ją. Usłyszałem jak pociąga nosem i próbowała stłumić płacz.
- Nie płacz, Layla proszę nie płacz… - szeptała pocieszająco Ciocia do mamy. – Dobrze zgadzam się tylko proszę nie płacz. Jedynie, co Lucy będzie pamiętać to to, że jest Gwiezdnym Magiem. Nie będzie pamiętać Mnie, smoków, ani Laxusa, i innych dzieci. To samo Laxus. Będzie w gildii z dziadkiem. Nadejdzie taki czas, gdy ich wspomnienia będą powoli wracać. Kocham cię siostrzyczko. Pamiętaj, co mama nam kiedyś powiedziała… - Niestety nie usłyszałem reszty.

~~Koniec Snu _Koniec Flashback~~


Na tym się skończyło. Obudziłem się z ostrym bólem głowy na miękkim posłaniu. Rozejrzałem się ostrożnie dookoła siebie. Okazało się, że leżę na łóżku szpitalnym w Ambulatorium Gildii. Gdy tak leżałem zauważyłem, że koło mojego łóżka siedziała zmartwiona Mira za to na stoliku koło łóżka stała miska z zimną wodą, w której moczyła ściereczkę, aby zrobić mi zimny okład na czoło.
- Mira… - Wychrypiałem, co zwróciło jej uwagę. Spojrzała na mnie z ulgą.
- Jak się czujesz? – Zapytała układając na moim czole chłodną ściereczkę.
- Bywało gorzej. – Próbowałem rozluźnić atmosferę. Przecież nie umieram.
- To dobrze, cieszę się, że nic Ci nie jest. Zmartwiłeś nas, wiesz? – Powiedziała siadając przy mnie na krawędzi łóżka.
- Co się tak właściwie ze mną stało? – Zapytałem zaciekawiony i zmieszany. Ona za to usmiechnela się do mnie smutno.
- Siedziałeś przy barze, gdy podałam ci drinka… tego, co zawsze. Zagadałam do Ciebie, ale chyba się wyłączyłeś, bo zacząłeś się gapić w przestrzeń za mną. Nagle ci powieki opadły i runąłeś jak kłoda ze stołka na ziemię. – Powiedziała ze szczegółami. Aż sam się dziwię i zastanawiam, co mi się stało tak naprawdę. – Byłeś cały rozpalony, gdy Elfnam z Bickslowem cię prowadzili do Ambulatorium. A przez sen zacząłeś wzywać imię Lucy. – Powiedziała, lecz gdy powiedziała imię Lucy w jej oczach zakręciły się łzy. Wyciągnąłem moją drżącą dużą dłoń do jej delikatnej twarzy i przyłożyłem ją do jej policzka. Wtuliła się w nią rumieniąc się delikatnie, co uważam, że do niej pasuje. Westchnęła z ulga.
- Nie martw się Mira, jest już ok. – Powiedziałem chcąc ją zapewnić, że jest już wszystko w jak najlepszym porządku ze mną. Ona uniosła twarz tak by spojrzeć mi w oczy.
- Powiedz mi Laxus. Co ci się śniło? – Zapytała mnie nagle przyglądając się uważnie wyrazowi mojej twarzy. Chociaż mogłem ujrzeć lekki uśmiech na jej twarzy. Wracając do jej pytania, zastanawiałem się nad odpowiedzią.
- Wiesz Mira, nie sądzę żeby to był jakiś zwykły sen. Bardziej to się wydawało jakby urywki z przeszłości. Zanim je straciliśmy. Najbardziej jedno mi się podobało. – Powiedziałem do niej i uśmiechnąłem się pod nosem. Ona także się do mnie usmiechnela. Wydawała się szczęśliwsza, także ja byłem szczęśliwy na myśl o tym wspomnieniu.
- Opowiesz mi o tym, Laxus? – Poprosiła mnie tak, że nie mogłem jej odmówić. Skinąłem głową na znak zgody i postanowiłem jej opowiedzieć o wspomnieniu, gdy mieliśmy po 3 i 8 lat.

- Mówię ci Mira, jaka ona była urocza, gdy miała 3 latka, zawsze byłem gdzieś blisko niej. Trenowałem pod czujnym okiem Ojca, a ona siedziała na swoim różowym puchatym kocyku rozłożonym na trawniku w ogrodzie. Częściej siedziała patrząc jak trenuję niż bawiąc się jej pluszowymi zabawkami. Siedziała taka laleczka z blond dwoma zakręconymi niczym sprężynki kucykami związanymi niebieskimi wstążkami. Wyobraź ją sobie. Siedziała chichocząc i klaszcząc w raczki na mnie za każdym razem. Nawet, gdy nie umiała dobrze wymówić „Laxus” to dała mi przydomek w jej dziecięcym języku. – Zaśmiałem się jak nigdy. Za to Mirze oczy świeciły z ciekawości.
- No mów, Laxus~! Nie każ mi czekać… - Żachnęła się śmiesznie, gdy podsunęła się do mnie. Zaśmiałem się ponownie.
- Dobrze, już dobrze. – Próbowałem stłumić śmiech. Westchnąłem po chwili śmiechu i uśmiechnąłem się uspokajając. – Lucy była boskim dzieckiem… z tego, co widziałem w tych strzępkach wspomnień. Malutka, urocza, zawsze uśmiechnięta, niewinna, radosna. Taka mała chichotka. Najlepsze jest to jak wołała do mnie „Laxi~ Plaxi~” klaszcząc w jej malutkie rączki. – Gdy skończyłem mówić mogłem usłyszeć Miry radosny śmiech. Spojrzałem na nią i wiedziałem, że cieszyła się razem ze mną.
- Jak słodko. Chciałabym zobaczyć to. Ciebie i ją w tamtych czasach. – Ponownie radośnie się zaśmiała, ale tym razem przytulając mnie. To trochę mnie speszyło, ale próbowałem nie pokazywać tego wiec także delikatnie ją objąłem w talii.

- Wiesz? – Szepnąłem jej do ucha nadal trzymając ją w uścisku. – W tym wspomnieniu byliśmy tacy szczęśliwi będąc dziećmi. Mieliśmy … można powiedzieć, że wspaniałe dzieciństwo do pewnego momentu. Mieliśmy wszystko, czego dzieci by mogły pragnąć: kochających rodziców, dziadka, ciocie i wujków. Inaczej mówiąc mieliśmy bliskich i rodzinę. Mieliśmy siebie nawzajem. Wiesz, że nawet w tamtych czasach znaliśmy Natsu i Gajeela? Igneel z Metalicaną przyprowadzali ich ze sobą, gdy przychodzili z wizytą do naszej posiadłości. Także była z nimi matka małej, to znaczy Wendy, wiesz… Grandeeney. – Ponownie mówiłem, za to ona słuchała mnie uważnie, gdy siedzieliśmy na brzegu łóżka tuląc się do siebie. Nagle zamilkłem.
- A co się wydarzyło później, Laxus? – Zapytała jakby wyczuła we mnie ból.
- Tego nawet nie chcę pamiętać… Nie chcę! – Warczałem jak rozjuszone podrażniony smok odsuwając się od niej. Chwyciłem się za głowę i zaciskając szczelnie powieki próbując wyrzucić złe wspomnienia z pamięci. Mirajane zmartwił chyba mój stan, ponieważ przysunęła się do mnie jeszcze bardziej tuląc i głaszcząc mnie kojąco po moich blond rozczochranych włosach. W pewnym momencie, gdy byliśmy zanurzeni w tej chwili nagle usłyszeliśmy skrzypienie otwierających się drzwi do ambulatorium, co oznaczało, że ktoś wszedł do środka. Nie zwracaliśmy nawet na to uwagi kontynuując dalej to, co robiliśmy. W końcu odezwał się ochrypły głos mojego staruszka.

- Laxus… - powiedział stojąc w otwartych na oścież drzwiach. Wydawał się zmartwiony. – Jak się czujesz, Laxus? – Zapytał. Naprawdę był mną zmartwiony. Odsunąłem się od Miry delikatnie. Usmiechnela się do mnie pociesznie. Następnie zwróciłem wzrok w kierunku staruszka czekającego na moją odpowiedź.
- Już lepiej, Jii-Jii. – Odpowiedziałem wstając z łóżka. On za to pokiwał głową na znak przyjęcia odpowiedzi.
- Wiem, co czujesz, Laxus. Powrót wspomnień jest szokujący i czasem bolesny. Musisz to przezwyciężyć. Ale… jest coś jeszcze, co pewnie wyczułeś tak jak ja. – Powiedział. Na co moje oczy się poszerzyły.
- Także wyczuwasz obecność Lucy? – Zapytałem w niedowierzaniu. Na co uśmiechnął się nieznacznie do mnie.
- Od rana nie mogę usiedzieć na miejscu chodzę po gildii i węszę. Czuję zapach Lucy i jej energię, ale nie mogę znaleźć jej dokładnej lokalizacji. Czasami myślałem, że wariuję i tylko wydaje mi się, że ją czuję. Ale także, gdy chciałem udać się na misję, aby oderwać się od tego szaleństwa… Coś mentalnie nie pozwalało mi opuścić gildii. – Powiedziałem marszcząc brwi przy tym. Nagle z baru doszedł nas hałas i gwar.

- ODWAL SIĘ LISANNA! - Usłyszeliśmy ryk. Poznałem od razu głos. To był Natsu. Natychmiast zerwałem się do wyjścia i szybkim krokiem poszedłem w stronę schodów, aby zejść z drugiego piętra. Gdy tylko usłyszałem imię Lisanny od razu poczułem złość.


*.*.*



C.D.N. 



2 komentarze:

  1. Genialny rozdział :D
    Bardzo mi się podobał.
    Przesyłam dużo weny i czekam na następna notkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ahhh w takim momencie ?!!! Moni~chan to nie fair!
    Ale mniejsza o niesprawiedliwościach. Rozdział słodziaszny! Nie mogę się doczekać powrotu Lucy do GILDI ja cie, ale wszyscy będą mieli miny! Swoją drogą czy zx lisanny czar nie był już zdięty? Albo raczej co jej znowu odwaliło?!
    W każdym bądź razie weny, weny, weny i jeszcze raz WENY bo rozdziały masz boskie! Pozdrawiam z czystym sumieniem i z głębi mego serduszka ! ;-)

    OdpowiedzUsuń