Niedziela, 22. Luty
x792.
Gildia Fairy Tail.
Pov. Laxus
Siedziałem znudzony
monotonią panującą w gildii. Nawet wygodny fotel znajdujący się zawsze na
drugim piętrze gildii przestał być już tak wygodny jak kiedyś. Nie mogłem
usiedzieć w miejscu. W ogóle nie mogłem znaleźć sobie miejsca od dobrych paru
godzin. W końcu przysiadłem na stołku barowym przy ladzie i obserwowałem krzątającą
się za barem Mirę. Mógłbym się jej przyglądać jej godzinami. Można by powiedzieć,
że była jak zawsze, ale niestety… czegoś jej brakowało. Brakowało jej tego jej
uśmiechu. Słodkiego i krzepiącego uśmiechu, który zawsze mogliśmy wszyscy
otrzymać od niej. Mimo, że wróciła do życia po zniknięciu Lucy to nie
uśmiechnęła się ani już prawdziwym uśmiechem.
Nagle znikąd przede mną
pojawił się przede mną drink. Być może to Mira mi go postawiła przed nosem, gdy
siedziałem zatopiony w myślach. Wzruszyłem ramionami i upiłem łyk i westchnąłem
ciężko, gdy zimny alkoholowy napój przepływał mi przez gardło. Nagle zrobiło mi
się gorąco i jednocześnie zimno. Z początku przyszła mi myśl, że znów pewnie
Natsu z Grayem aktywowali do bójki ich elementy ognia i lodu, ale później
zaczęło mi wirować w głowie a odgłosy dochodzące z hali gildii zaczęły się
rozmywać i mieszać jakby dochodziły gdzieś z daleka albo zza szklanej ściany.
Próbowałem się z tego
otrząsnąć, ale coś do mnie przyszło… Dziwne wrażenie jakbym usłyszał uroczy
głos małej dziewczynki. „Laxi~ Plaxi~”. Nagle
poczułem ciążące mi powieki i nawet nie opierałem się tylko zamknąłem powoli
oczy pogrążając się we śnie. Usłyszałem ponownie ten sam głosik.
~~Sen_Flashback~~
Stałem początkowo w
pustce rozglądając się w, około gdy nagle ukazał się obraz dwójki blondwłosych
dzieci. Starsze z dzieci był chłopiec wyglądał na 7-8 lat i wyglądał jak ja?
O-ok, ma także kolczaste blond włosy i bliznę na prawym oku jak ja. To w takim
razie musze być ja. Za to dziewczynka wyglądała na 3 latka. Ubrana w niebieską sukienkę
z falbankami i tego samego koloru pantofelki. Tak samo blond włoski miała
związane w dwa kucyki zakręcone jak sprężynki związane niebieskimi wstążkami i
te jej duże brązowe oczy.
„To musi być
mała Lucy skoro ten dzieciak z nią to ja.” Pomyślałem.
Siedziała na rozłożonym
na trawniku różowym puszystym kocyku otoczona przeróżnymi pluszowymi lalkami. Chichotała
się patrząc na małego mnie i klaskała radośnie w jej małe dłonie.
- Laxi~ Plaxi~, Laxi~
Plaxi~. – Powtarzała chichocząc się uroczo. (Co wywołało u mnie automatycznie
uśmiech patrząc na to.)
- Lu~! Przestań,
rozpraszasz mnie. – Mały ja upomniał małą Lucy. Wydawał się być zły, że
przeszkadza jemu, mimo że nie okazał złości. Żachnął się na młodszą siostrę.
Wydawał się w tym czasie trenować. Przyjrzałem się dokładniej scenerii. To był
piękny ogród pełen zieleni i kwiatów. W oddali stała rezydencja, przed którą na
tarasie przy herbacie siedziało małżeństwo w wieku około 30 roku życia. Oboje o
blond włosach. Piękna kobieta o dużych brązowo-czekoladowych oczach i długich
pięknych włosach. Ubrana w piękną długą elegancką różową suknię. Przypominała
mi starszą wersję Lucy. Idealna jak ona. Za to przy niej siedział blondwłosy mężczyzna
i wąsem w eleganckim dopasowanym szarym garniturze. Oboje przyglądali się
naszym młodszym formom z uśmiechem na twarzach popijając herbatę we wczesno popołudniowym letnim słońcu.
„To muszą
być nasi rodzice…” Pomyślałem.
Nagle mężczyzna wstał z fotela i podszedł do
małej Lucy przykucnął przy niej i pieszczotliwie pogłaskał po główce
uśmiechając się do nas obojga.
- Lucy, kochanie nie
przeszkadzaj bratu. – Upomniał małą, na co ona zachichotała i skinęła główką do
ojca. Za to on zwrócił tym razem wzrok w stronę młodszego mnie i lekko zmarszczył
brwi. – Laxus, przyłóż się. To ważne byś się skupił na tym ataku. I odsuń się
trochę od Lucy… nie wiadomo nigdy czy nie stracisz kontroli nad tym ruchem. – Zwrócił
się do mnie. Było słychać w jego głosie upomnienie, mimo że był srogi to
wiedziałem, że chciał dla nas jak najlepiej. Teraz pamiętam. Trenowałem pod
jego czujnym okiem, dlatego tak mnie szturmował, a też nie chciał abym
skrzywdził Lu.
- Dobrze, ojcze. – Odpowiedziałem
z powagą i przesunąłem się parę metrów od miejsca, w którym siedziała Lu.
Ojciec skinął głową dumnie i odszedł z powrotem na taras gdzie siedziała matka
pod parasolem. Nie wiele pamiętam, ale miło mi się na to patrzy. Przyjemny
widok. Znów zobaczyć całą naszą czwórkę. Matkę, Ojca, mnie i Lucy. – Lu, słyszałaś
Tatę… Muszę trenować i muszę się skupić. Pobaw się grzecznie, a gdy skończę
pobawimy się razem. – Powiedziałem do młodszej siostry, gdy kucałem naprzeciwko
jej malej postaci. Za to ona spojrzała na mnie jej dużymi błyszczącymi jak
klejnoty oczami, które jeszcze nie zostały odkryte przez nikogo na Earthland.
Była urocza.
- Bzie, Onii-chan~. – Zapiszczała
tuląc się do mnie, a gdy mnie puściła, jej uwagę z powrotem przykuły pluszowe zabawki,
które ją otaczały. Teraz pamiętam. Właśnie odszedłem od niej, aby zacząć
ponownie trenować, co ojciec mi nakazał, gdy nagle wyczułem ogromną magiczną
moc w okolicy miejsca pobytu Lucy. Spojrzałem w tamtą stronę, aby zobaczyć, że
Lucy nagle uniosła się lekko w powietrze nad jej kocykiem i lewitowała. Chichotała
się będąc wewnątrz delikatnego wiru z gwiezdnego pyłu i znaków zodiakalnych.
Moja młodsza forma wytrzeszczyła oczy na to w lekkim przerażeniu.
- Mamo~! – Krzyknąłem w
stronę Matki nadal obawiając się o Lucy nie wiedząc, co się dzieje.
- Ciocia~ Yaay~!
Zaszczebiotała szczęśliwie Lucy nadal lewitując i klaszcząc w rączki.
- Nie popadaj w panikę,
Laxus. – Upomniał mnie Ojciec, który siedział koło Matki z zadowolonym wyrazem
twarzy. – Po prostu Aktywowała się jej magiczna moc. Myśleliśmy, że dopiero to
się stanie zimą, a tu proszę. Wszystkiego Najlepszego Lucy. – Zaśmiał się
Ojciec przytulając szczęśliwą Matkę.
„Czyli
to był dzień trzecich urodzin Lucy.” Przebiegła mi taka
myśl przez głowę.
- Wyczuła Stellę. – Zachichotała
Matka. Za to w drzwiach wychodzących z rezydencji na taras pojawiła się niska
starsza pani w stroju pokojówki. Ukłoniła się przed naszymi rodzicami.
- Layla-sama,
Jude-sama. Mają państwo gości. – Oznajmiła.
- Dziękujemy,
Spetto-san. Teraz możesz odejść na spoczynek. – Odpowiedziała jej grzecznie
Matka posyłając jej swój cudowny uśmiech, który najwidoczniej odziedziczyła
Lucy po niej. Staruszka ukłoniła się ponownie i odeszła. Po chwili na tarasie pojawiło
się pięć postaci. Wśród ich była kobieta nieco starsza od naszej matki, lecz
były do siebie podobne. Podeszły do siebie i się uściskały jakby się dawno nie widziały.
- Stella… - Matka
szepnęła tuląc swoją siostrę. Mimo tego usłyszałem to. Ojciec stał w pobliżu
matki i skinął głową oficjalnie na czerwonowłosego mężczyznę, który także nie
odstępował na krok naszej Ciotki. Im także towarzyszyła inna para. Mężczyzna o
krótkich czarnych kolczastych włosach i wy kolczykowanym ciele. Obok niego stała
piękna kobieta o długich niebieskich włosach.
„Skoro
Ciotka jest tutaj to ten z czerwonymi włosami to Igneel, za to pozostała dwójka
to Metalicana i Grandeeney.” Pomyślałem, gdy
przyglądałem się zdarzeniom.
Jakież było moje zdziwienie,
gdy zza Igneela i Metalicany wybiegli dwaj chłopcy. Jeden wydawał się być rok
starszy od Lucy i miał różowe włosy i szalik na szyi za to drugi był może rok
lub dwa lata ode mnie młodszy i miał czarne kolczaste włosy i przekłute brwi.
„Hah.
Przecież to Natsu i Gajeel!” Zaśmiałem się w
myślach. Stanęli przed naszymi rodzicami z dużym uśmiechem na twarzach.
- Dzień dobry
Layla-san, Jude-san. – Obaj radośnie i grzecznie się z nimi przywitali. Za to
Natsu natychmiast odwrócił się od nich, gdy wyczuł nadchodzącego mnie z małą
Lucy u mnie na barana. Za to Lucy bawiła się moimi włosami.
- Laxus… - powiedział
do małego mnie znajomy mi głos. Głos dziadka… Niestety wizja mi się rozmyła i pojawiła
się kolejna.
Przede mną scena jak z
najgorszego koszmaru. Usłyszałem krzyk… Rozpoznałem głos. To był krzyk 6 letniej
Lucy. Tym razem to było jakby kilka lat później. Lucy leżała na podjeździe do
rezydencji, a młody ja, który wyglądał na 11 lat stał ochronnie przed nią. Przed
nami stała Matka z Ojcem, którzy stali w pozycji do walki chcąc nas chronić.
Spojrzałem na wroga, który chciał zaszkodzić naszej rodzinie w tamtym czasie. I
gdy tylko go zobaczyłem… Zacisnąłem dłonie w pięści.
„Zeref…”
przeszło mi od razu przez myśl, gdy tylko zobaczyłem jego czerwono-krwiste oczy
i emo czarne włosy. Stał złośliwie uśmiechając się do naszych rodziców. Nagle
ojciec odwrócił do mnie głowę i krzyknął.
- Laxus! Rusz się i
zabierz Lucy! Nie ma czasu, musicie się ukryć! – Krzyknął do mnie, co jak zauważyłem
mnie zmroziło. Nie chciałem ich zostawiać. Chciałem im pomoc, a przynajmniej
pomóc.
- Ale ojcze… Muszę wam
pomóc! – Krzyknąłem stawiając sprzeciw.
- Nie stawiaj się
młodzieńcze! Pomożesz zabierając stąd swoją siostrę! Nic nam nie będzie!
Ochronimy was! To was chce Zeref! – Ryknął na mnie zły, ale także mogłem zauważyć
w jego oczach łzy.
Widziałem, że młody
„Ja” się poddał, spuścił potulnie głowę zaciskając dłonie w pięści zawrócił się
na pięcie i szybkim krokiem prawie biegnąc chwycił zapłakaną Lucy umieszczając
ją na plecach i pobiegł z nią w stronę rezydencji. Wiem, że musiałem chronić najbardziej
jak tylko mogę Lucy.
Ponownie rozmycie… Tym
razem nic nie było widać tylko ciemność jedynie słyszałem głosy. Znajome głosy.
To były dwie kobiety. Rozmawiały bardzo cicho jakby nie chciały kogoś obudzić
czy coś.
- Stella… Musimy to
zrobić. To jedyne wyjście. – To był głos Matki. Wydawała się załamana.
- Layla… Nie wiem czy
to dobry pomysł. Mimo to dzieci nie będą w stu procentach bezpieczne. Mimo
wszystko może przyjść po nie. A Lucy… To dla niej za ogromne ryzyko, aby
blokować jej jaźń. Posiada ogromną moc. – Ciocia szeptała próbując przekonać
Mamę.
- Zrozum Onee-san…
Musimy! Nie tylko dla dzieci, ale także dla całej ludzkości. Laxus także będzie
musiał. To samo z Chłopcami Igneela i Metalicany. Bo Wendy jest jeszcze za
malutka jeszcze nie ma zbyt wiele wspomnień. Nie będzie pamiętała dzieci.
Rozmawiałam już z Ojcem. Laxus po wszystkim zostanie z nim. Za to Lucy zostanie
z Judem jakby nic się nie stało. Dla mnie nie pozostało wiele czasu Onee-san.
Jude o niczym nie wie, ale atak Zerefa sprzed 3 lat pozbawia mnie powoli życia.
Stella nie jestem już w stanie ich dłużej chronić. A wy także musicie odejść i
się ukryć z Igneelem i resztą. Spokojnie
niech się nie martwią o dzieci. Przyjdzie taki czas, że odnajdą drogę do domu,
do „Fairy Tail”… czuję to. Ale teraz błagam… Nie mogę pozwolić by Zeref położył
swoje brudne łapska na ich i ich uprawnieniach. Pomóż mi. – Błagała ją.
Usłyszałem jak pociąga nosem i próbowała stłumić płacz.
- Nie płacz, Layla
proszę nie płacz… - szeptała pocieszająco Ciocia do mamy. – Dobrze zgadzam się
tylko proszę nie płacz. Jedynie, co Lucy będzie pamiętać to to, że jest
Gwiezdnym Magiem. Nie będzie pamiętać Mnie, smoków, ani Laxusa, i innych
dzieci. To samo Laxus. Będzie w gildii z dziadkiem. Nadejdzie taki czas, gdy
ich wspomnienia będą powoli wracać. Kocham cię siostrzyczko. Pamiętaj, co mama
nam kiedyś powiedziała… - Niestety nie usłyszałem reszty.
~~Koniec Snu _Koniec
Flashback~~
Na tym się skończyło.
Obudziłem się z ostrym bólem głowy na miękkim posłaniu. Rozejrzałem się
ostrożnie dookoła siebie. Okazało się, że leżę na łóżku szpitalnym w
Ambulatorium Gildii. Gdy tak leżałem zauważyłem, że koło mojego łóżka siedziała
zmartwiona Mira za to na stoliku koło łóżka stała miska z zimną wodą, w której moczyła
ściereczkę, aby zrobić mi zimny okład na czoło.
- Mira… - Wychrypiałem,
co zwróciło jej uwagę. Spojrzała na mnie z ulgą.
- Jak się czujesz? –
Zapytała układając na moim czole chłodną ściereczkę.
- Bywało gorzej. – Próbowałem
rozluźnić atmosferę. Przecież nie umieram.
- To dobrze, cieszę się,
że nic Ci nie jest. Zmartwiłeś nas, wiesz? – Powiedziała siadając przy mnie na
krawędzi łóżka.
- Co się tak właściwie
ze mną stało? – Zapytałem zaciekawiony i zmieszany. Ona za to usmiechnela się
do mnie smutno.
- Siedziałeś przy barze,
gdy podałam ci drinka… tego, co zawsze. Zagadałam do Ciebie, ale chyba się wyłączyłeś,
bo zacząłeś się gapić w przestrzeń za mną. Nagle ci powieki opadły i runąłeś
jak kłoda ze stołka na ziemię. – Powiedziała ze szczegółami. Aż sam się dziwię
i zastanawiam, co mi się stało tak naprawdę. – Byłeś cały rozpalony, gdy Elfnam
z Bickslowem cię prowadzili do Ambulatorium. A przez sen zacząłeś wzywać imię
Lucy. – Powiedziała, lecz gdy powiedziała imię Lucy w jej oczach zakręciły się
łzy. Wyciągnąłem moją drżącą dużą dłoń do jej delikatnej twarzy i przyłożyłem
ją do jej policzka. Wtuliła się w nią rumieniąc się delikatnie, co uważam, że
do niej pasuje. Westchnęła z ulga.
- Nie martw się Mira,
jest już ok. – Powiedziałem chcąc ją zapewnić, że jest już wszystko w jak
najlepszym porządku ze mną. Ona uniosła twarz tak by spojrzeć mi w oczy.
- Powiedz mi Laxus. Co
ci się śniło? – Zapytała mnie nagle przyglądając się uważnie wyrazowi mojej
twarzy. Chociaż mogłem ujrzeć lekki uśmiech na jej twarzy. Wracając do jej
pytania, zastanawiałem się nad odpowiedzią.
- Wiesz Mira, nie sądzę
żeby to był jakiś zwykły sen. Bardziej to się wydawało jakby urywki z przeszłości.
Zanim je straciliśmy. Najbardziej jedno mi się podobało. – Powiedziałem do niej
i uśmiechnąłem się pod nosem. Ona także się do mnie usmiechnela. Wydawała się szczęśliwsza,
także ja byłem szczęśliwy na myśl o tym wspomnieniu.
- Opowiesz mi o tym,
Laxus? – Poprosiła mnie tak, że nie mogłem jej odmówić. Skinąłem głową na znak
zgody i postanowiłem jej opowiedzieć o wspomnieniu, gdy mieliśmy po 3 i 8 lat.
- Mówię ci Mira, jaka
ona była urocza, gdy miała 3 latka, zawsze byłem gdzieś blisko niej. Trenowałem
pod czujnym okiem Ojca, a ona siedziała na swoim różowym puchatym kocyku rozłożonym
na trawniku w ogrodzie. Częściej siedziała patrząc jak trenuję niż bawiąc się
jej pluszowymi zabawkami. Siedziała taka laleczka z blond dwoma zakręconymi
niczym sprężynki kucykami związanymi niebieskimi wstążkami. Wyobraź ją sobie.
Siedziała chichocząc i klaszcząc w raczki na mnie za każdym razem. Nawet, gdy
nie umiała dobrze wymówić „Laxus” to dała mi przydomek w jej dziecięcym języku.
– Zaśmiałem się jak nigdy. Za to Mirze oczy świeciły z ciekawości.
- No mów, Laxus~! Nie
każ mi czekać… - Żachnęła się śmiesznie, gdy podsunęła się do mnie. Zaśmiałem
się ponownie.
- Dobrze, już dobrze. –
Próbowałem stłumić śmiech. Westchnąłem po chwili śmiechu i uśmiechnąłem się
uspokajając. – Lucy była boskim dzieckiem… z tego, co widziałem w tych
strzępkach wspomnień. Malutka, urocza, zawsze uśmiechnięta, niewinna, radosna.
Taka mała chichotka. Najlepsze jest to jak wołała do mnie „Laxi~ Plaxi~” klaszcząc
w jej malutkie rączki. – Gdy skończyłem mówić mogłem usłyszeć Miry radosny śmiech.
Spojrzałem na nią i wiedziałem, że cieszyła się razem ze mną.
- Jak słodko.
Chciałabym zobaczyć to. Ciebie i ją w tamtych czasach. – Ponownie radośnie się zaśmiała,
ale tym razem przytulając mnie. To trochę mnie speszyło, ale próbowałem nie
pokazywać tego wiec także delikatnie ją objąłem w talii.
- Wiesz? – Szepnąłem
jej do ucha nadal trzymając ją w uścisku. – W tym wspomnieniu byliśmy tacy
szczęśliwi będąc dziećmi. Mieliśmy … można powiedzieć, że wspaniałe dzieciństwo
do pewnego momentu. Mieliśmy wszystko, czego dzieci by mogły pragnąć:
kochających rodziców, dziadka, ciocie i wujków. Inaczej mówiąc mieliśmy
bliskich i rodzinę. Mieliśmy siebie nawzajem. Wiesz, że nawet w tamtych czasach
znaliśmy Natsu i Gajeela? Igneel z Metalicaną przyprowadzali ich ze sobą, gdy
przychodzili z wizytą do naszej posiadłości. Także była z nimi matka małej, to
znaczy Wendy, wiesz… Grandeeney. – Ponownie mówiłem, za to ona słuchała mnie uważnie,
gdy siedzieliśmy na brzegu łóżka tuląc się do siebie. Nagle zamilkłem.
- A co się wydarzyło
później, Laxus? – Zapytała jakby wyczuła we mnie ból.
- Tego nawet nie chcę
pamiętać… Nie chcę! – Warczałem jak rozjuszone podrażniony smok odsuwając się
od niej. Chwyciłem się za głowę i zaciskając szczelnie powieki próbując wyrzucić
złe wspomnienia z pamięci. Mirajane zmartwił chyba mój stan, ponieważ przysunęła
się do mnie jeszcze bardziej tuląc i głaszcząc mnie kojąco po moich blond rozczochranych
włosach. W pewnym momencie, gdy byliśmy zanurzeni w tej chwili nagle
usłyszeliśmy skrzypienie otwierających się drzwi do ambulatorium, co oznaczało,
że ktoś wszedł do środka. Nie zwracaliśmy nawet na to uwagi kontynuując dalej to,
co robiliśmy. W końcu odezwał się ochrypły głos mojego staruszka.
- Laxus… - powiedział
stojąc w otwartych na oścież drzwiach. Wydawał się zmartwiony. – Jak się
czujesz, Laxus? – Zapytał. Naprawdę był mną zmartwiony. Odsunąłem się od Miry
delikatnie. Usmiechnela się do mnie pociesznie. Następnie zwróciłem wzrok w
kierunku staruszka czekającego na moją odpowiedź.
- Już lepiej, Jii-Jii.
– Odpowiedziałem wstając z łóżka. On za to pokiwał głową na znak przyjęcia
odpowiedzi.
- Wiem, co czujesz,
Laxus. Powrót wspomnień jest szokujący i czasem bolesny. Musisz to przezwyciężyć.
Ale… jest coś jeszcze, co pewnie wyczułeś tak jak ja. – Powiedział. Na co moje
oczy się poszerzyły.
- Także wyczuwasz
obecność Lucy? – Zapytałem w niedowierzaniu. Na co uśmiechnął się nieznacznie
do mnie.
- Od rana nie mogę
usiedzieć na miejscu chodzę po gildii i węszę. Czuję zapach Lucy i jej energię,
ale nie mogę znaleźć jej dokładnej lokalizacji. Czasami myślałem, że wariuję i
tylko wydaje mi się, że ją czuję. Ale także, gdy chciałem udać się na misję,
aby oderwać się od tego szaleństwa… Coś mentalnie nie pozwalało mi opuścić
gildii. – Powiedziałem marszcząc brwi przy tym. Nagle z baru doszedł nas hałas
i gwar.
- ODWAL SIĘ LISANNA! - Usłyszeliśmy
ryk. Poznałem od razu głos. To był Natsu. Natychmiast zerwałem się do wyjścia i
szybkim krokiem poszedłem w stronę schodów, aby zejść z drugiego piętra. Gdy
tylko usłyszałem imię Lisanny od razu poczułem złość.
*.*.*
C.D.N.
Genialny rozdział :D
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobał.
Przesyłam dużo weny i czekam na następna notkę ;)
ahhh w takim momencie ?!!! Moni~chan to nie fair!
OdpowiedzUsuńAle mniejsza o niesprawiedliwościach. Rozdział słodziaszny! Nie mogę się doczekać powrotu Lucy do GILDI ja cie, ale wszyscy będą mieli miny! Swoją drogą czy zx lisanny czar nie był już zdięty? Albo raczej co jej znowu odwaliło?!
W każdym bądź razie weny, weny, weny i jeszcze raz WENY bo rozdziały masz boskie! Pozdrawiam z czystym sumieniem i z głębi mego serduszka ! ;-)