czwartek, 25 września 2014

Rozdział 8. Znalazła smoki?!

W poprzednim rozdziale:

- Nie tylko skrzywdziła Lucy-san, ale i Natsu-san! – Krzyknęła Wendy wściekła, a jej krzyk przypominał ryk smoka. Nikt jej takiej nie widział odkąd dołączyła do gildii. Zawsze była słodka i niewinna, a teraz była przerażająca jak reszta jej towarzyszy i Dragon Slayerów.
- Tch… zadarła ze smokami. A my nie odpuszczamy tym, którzy ranią Naszą rodzinę. – Warknął Gajeel patrząc w jeden punkt, Lisanna. Która była zdezorientować widząc trzy, a raczej cztery rozwścieczone smoki.
- Widzisz Lisanna-san… Sama sobie zgotowałaś piekło… - Wysyczała na nią Wendy. I aktywowała „Dragon Force”. Za nią aktywował Gajeel, Laxus i Natsu.

- O-Onee-chan… - Zaczęła płakać przerażona Lisanna szukając pomocy w Mirajane, która także dawała jej mordercze spojrzenie. Lisanna spojrzała na Mistrza w poszukiwaniu ratunku, który siedział spokojnie na blacie baru i spokojnie pil piwo z kufla po raz pierwszy od 2 miesięcy uśmiechając się pod nosem, mimo że to był złośliwy uśmiech.


*.*.*


Gildia Fairy Tail.

- M-Mistrzu! Błagam, jestem przecież Nakama, a Nakama się nie krzywdzi, prawda?! – Krzyknęła zdesperowana z nadzieja, że Mistrz Macarov zatrzyma to szaleństwo. On za to spojrzał na nią niewzruszony.
- Sama sobie odpowiedziałaś na to gdzie popełniłaś błąd Lisanna… Zraniłaś bardziej niż fizycznie swojego Nakama, członka gildii. Miałem jeszcze nadzieję, że się zmienisz i zobaczysz swój błąd. Lisanna zawiedliśmy się na Tobie. Niszczysz więzi w naszej gildii. Zmieniłaś się… Twoja zazdrość stała się obsesją i zniszczyła czyjeś życie. – Powiedział i wrócił do picia nie zwracając uwagi nawet na to, co się dzieje w hali.

- P-przepraszam Minna, tak mi przykro! – Krzyknęła i padła na kolana przed czwórką Dragon Slayerów i całą gildią plącząc wniebogłosy.
- To nie nas powinnaś przepraszać. - Warknęła Erza wychodząc z Grayem zza Dragon Slayerów. – To Laxusa, Mistrza, Lucy i Natsu powinnaś przeprosić na pierwszym miejscu, bo to właśnie w ich życiu namieszałaś… - Kontynuowała. Stojąc z mieczem w ręku.
- Erza ma rację, Lucy najbardziej ucierpiała! – Krzyknął na Lisannę Gray. Lisanna nic sobie nie robiąc znów zmieniła postawę na złą i wstała na równe nogi.
- Nigdy… - Warknęła pod nosem z głowa opuszczoną, a na oczach był zasłonięte cieniem z grzywki.

- Co żeś powiedziała?! – Warknęła Erza.
- Nigdy nie przeproszę tej Suki! – Krzyknęła ukazując im lodowate spojrzenie. – Jeszcze lepiej…, gdy tu wróci to popamięta mnie… Zejdzie z tego świata błagając mnie bym wzięła mojego Natsu! – Wydarła się. Nagle ktoś zaszedł ją od tylu i walną ją z całej siły stołkiem. Gdy osunęła się na ziemie nieprzytomna. Przed naszymi oczami stanął wkurzony Romeo, który sapał próbując wyrzucić z siebie całą złość, która w nim wrzała.

- Sorry Lisanna, ale zaczynasz być irytująca i przerażasz… Dosłownie WARIATKA~! – Wyrzucił ręce w powietrze nad głowę, a jego ton głosu rósł niemiłosiernie. – Jak można mówić tak o Lucy-nee?! Teraz jesteś zerem w Moich oczach panno Strauss! – Krzyknął patrząc z obrzydzeniem na nieprzytomną Lisannę. Był wściekły. Nagle Wendy wyrwała się deaktywując wraz z innymi Dragon Slayerami „Dragon Force” i podbiegła do niego i chwyciła go w ciasny uścisk, co spowodowało u niego rumieniec.
- Hah… to było coś Romeo! – Podszedł do nich Natsu i poklepał chłopaka po głowie.
- Tak, zgadzam się z Salamandrem. I masz rację jest irytująca! – Kolejna pochwałę zdobył od Gajeela. I Uśmiech od reszty.
- D-dziękuję Minna-san. Ale zrobiłem to dla Lucy-nee. Mam po prostu nadzieje, że niedługo wróci. – Powiedział nieśmiało.
- Nie Ty jeden Romeo, nie Ty jeden… - Powiedział Laxus wzdychając i mierzwiąc jego ciemnofioletowe włosy.

Nagle Lisanna zaczęła coś mamrotać nieświadomie jakby przez sen...

- Jesteście wszyscy głupi, jeśli macie w ogóle nadzieje na powrót tej dziwki… Buahahaha… Ta suka już dawno pewnie nie żyję… – Na jej twarzy pojawił się obrzydliwy uśmieszek.


Pov. Natsu

Gdy usłyszałem to, co Lisanna powiedziała przez sen… Krew we mnie zawrzała. To nie Lisanna, którą kiedyś znalem. Nagle wszystko się zatrzymało, zamgliło stałem koło Romea jak słupek wkopany w ziemię i wpatrywałem się w pusta przestrzeń przed sobą.

- „Natsu panuj nad emocjami… Lucy nic nie jest, nie słuchaj jej…” - Usłyszałem głos w mojej głowie. Oczy mi mało nie wyszły na wierzch w zrealizowaniu tego głosu… Znam ten głos… To był głos mojego ojca.
- „Igneel? To naprawdę Ty? Znasz Lucy? Skąd wiesz, że nic jej nie jest?” - Zapytałem go w myślach. Miałem tyle pytań i byłem tak bardzo poruszony tym nagłym kontaktem z Igneelem. Usłyszałem jego śmiech. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- „Tak, znam ją, jest ze mną, dlatego wiem, że nic jej nie jest.” - Zarechotał szczęśliwie i mogłem się domyślić, że się śmieje ze mnie. Byłem w szoku. Lucy jest z moim ojcem. Jest bezpieczna.
- „Ojcze, czy mogę z nią zamienić parę słów? Potrzebuję ją usłyszeć…” - Prosiłem go i usłyszałem jak on coś szepcze, zapewne do Lucy, a później pisk i śmiech, śmiech Lucy – „Kyaaah~! Tato to łaskocze…” usłyszałem i nie mogłem się opanować, ale się uśmiechnąłem. Później znów miałem duże oczy na to, co usłyszałem… Powiedziała do niego „Tato”.

- „Co ty robisz Lucy, ojcze?!” - Krzyknąłem na Igneela w myślach.
- „Nic, tylko trochę się bawiliśmy. Połaskotałem ją, nic szczególnego…” - zachichotał. A we mnie jakby coś pękło.
- „Stary zboczeńcu… Z dala od Lucy!” - Warknąłem. A on ponownie się zaśmiał. Najwidoczniej był bardzo rozbawiony.
- „Nie powiem już, kto tu jest zboczeńcem.” – Mógłbym powiedzie, że się zachwal na mnie. Za to tym razem Ona zachichotała. I w tle usłyszałem znajome „Aye, Lushii~ idę po rybkę…” - Tak to był Happy i przypomniałem sobie to, co Happy powiedział do nas, kiedy widziałem go ostatni raz, że to Lucy jest jego mamą i że to Lucy kocha. Uśmiechnąłem się smutno.

- „Nie martw się Natsu, jestem w porządku… Z Igneelem, Stellą i innymi smokami jestem bezpieczna. W dodatku mam swoje duchy i Happyego, więc nie jestem sama.” – Usłyszałem słodki głos Lucy, Mojej Luce.
- „Lucy proszę, błagam… wróć. Tęsknię za Tobą. Potrzebuję Cię. Albo, chociaż powiedz mi gdzie jesteś to zaraz tam się pojawię. Luce proszę...” - Błagałem ją by mi powiedziała o miejscu gdzie się znajduje, jeśli nie chce wrócić.
- „Niestety Natsu nie mogę Ci powiedzieć gdzie jestem, a także nie mogę wrócić… przynajmniej nie teraz…” – Powiedziała, a ja mógłbym wyczuć w jej głosie nutę smutku. – „Powiedz Natsu… jak Ci się układa z Lisanną? Pewnie teraz planujecie już ślub, co? W końcu jej obiecałeś, gdy byliście dziećmi.” – Nagle zapytała o coś, o czym nie chcę rozmawiać.
- „Nie jestem z Lisanną. I nie poślubię jej. Mam już żonę, która uciekła ode mnie i swojej rodziny.” – Powiedziałem smutny i trochę zdenerwowany.

- „Och, mówisz? Kim jest ta szczęściara, która jest Twoją żoną? Co, Natsu?” – Zapytała, a ja mógłbym powiedzieć, że wyczułem w tym nutę rozczarowania.
- „Na pewno ją znasz. Ma piękne blond włosy, a w słońcu błyszczą się niczym złoto, jej oczy są duże czekoladowo-brązowe i błyszczące jak dwie gwiazdy z gwieździstego nieba, jej skóra jasna i miękka. Ma ciekawy charakter. Jest uparta i czasami dziecinna, ale jest najpiękniejszą i najinteligentniejsza osoba, jaką kiedykolwiek znałem.” - Powiedziałem i uśmiechnąłem się do swojej myśli. I mógłbym powiedzieć, że znając ją to teraz Lucy się rumieni.
- „No nie wiem czy ją znam…” – Powiedziała szybko, aby nie pokazać zakłopotania w glosie.
- „Oi, Lucy… to Ty głuptasie…” – Powiedziałem chichocząc szczęśliwie.
- „Przykro mi Natsu, musimy kończyć. Czas na trening! I zanim zakończę połączenie kopnij w dupę tą całą Lisannę. Działa mi na nerwy wariatka.” - Powiedział złośliwie się śmiejąc podczas pożegnania.
„Mi też Ojcze, Mi też…” Pomyślałem wzdychając. I wróciłem do rzeczywistości. Wszyscy patrzyli na mnie w oczekiwaniu.

- Natsu, wszystko w porządku? – Erza zapytała zmartwiona kładąc dłoń na moim prawym ramieniu.
- T-tak. Wiesz, co? –  Powiedziałem i powoli spojrzałem na nią. Ona patrzyła na mnie wyczekując na to aż będę kontynuował. – R-rozmawiałem z L-Lucy za pomocą telepatii. – Powiedziałem i mały uśmieszek pojawił się na mojej zarumienionej twarzy. Nie wiem, dlaczego ale dopiero od jakiegoś czasu bylem świadom swoich uczuć do pięknej blondyn przyjaciółki. Niestety, za późno się obejrzałem, aby przyznać się przed samym sobą, że to właśnie to, co chciałem. Być nią na zawsze, chronić ją i kochać.
- Naprawdę?! – Wszyscy radośnie zebrali się przy mnie.
- Natsu-san, co Lucy-san mobile? Gdzie jest? Kiedy wróci? – Piszczała Wendy przeciskając się miedzy innymi członkami gildii a buzia jej się nie zamykała. Koniecznie chciała się dowiedzieć, co z Lucy.
- Najlepiej niech nie wraca, bo będzie miała ze mną do czynienia. Słaba suka. – Warknęła Lisanna już przytomna siedząc na podłodze pocierając miejsce na głowie gdzie oberwała stołkiem od Romea, krzywiąc się.
- Zamknij się w końcu! Nikt się ciebie o zdanie nie pytał. – Warknęła na nią Levy. – Tylko tknij Lu-chan, a zgotuję Ci takie piekło z Mirą, że pożałujesz, że się w ogóle urodziłaś! – Syknęła na Lisannę, a wszystkich przeszedł dreszcz po plecach na myśl o tej zlej stronie naszej słodkiej Levy. Nagle w gildii pojawił się Loke. Patrzył wrogo na Lisannę spod swoich okularów.

- Tehee… Wy wiecie, co zrobić, aby mieć chwile spokoju od tej zołzy… - Zaśmiał się złośliwie Loke poprawiając sobie okulary na nosie. I cwaniacko się uśmiechając do mnie i reszty. Nagle z tłumu wyszedł Laxus i podszedł do niego. Loke poklepał go po ramieniu w geście wsparcia, a potem pochylił się do niego i szepnął do ucha. Laxus na początku spojrzał na niego z uniesiona brwią, a później ze złośliwym uśmiechem odwrócił się do Lisanny. Złapał ją w swoje wielkie łapy i przerzucił sobie przez ramie niczym worek ziemniaków. Ta wrzeszczała, kopała i wiła się na jego ramieniu. Za to Laxus poszedł z nią w stronę wejścia do piwnicy nic sobie z tego nie robiąc. Uśmiechnąłem się wiedząc, po co tam poszedł z nią. Po paru minutach wyszedł z zadowolonym z siebie uśmiechem.
- No! I spokój! - Wiwatował Laxus szczęśliwie. – Bickslow! Popilnuj ją tam. – Zwrócił się do Bickslowa wskazując za siebie na wejście do piwnicy. Potem odwróciłem się do miejsca gdzie stał Loke, ale już go nie było w gildii. Westchnąłem i cieszyłem się spokojem od Lisanny.

- Teraz, teraz… Wracając do pytania Wendy. Nie wiem gdzie dokładnie jest Lucy i kiedy wróci, ale wiem jedno. Jest bezpieczna. Gdzieś ze… smokami. – Wyrzuciłem z siebie ostatnią część wzdychając ciężko. Wszyscy patrzyli na mnie oniemiali.
- Ze smokami?! – Gildia zawrzała.
- Znalazła smoki?! – Wendy i Gajeel i Laxus krzyknęli zszokowani patrząc na mnie.
- Najwidoczniej. Igneel jest z nią i Happym, wspomniała jeszcze o jakiejś Stelli i innych smokach. – Wyjaśniłem zastanawiając się nad tym, co mi powiedziała.

- Stella. Gwiezdny Smok. – Tym razem zabrał Laxus w zamyśleniu drapiąc się po brodzie. Wyglądał jakby coś, jakby wspomnienie do niego wróciło. I nagle drgnął. Jego oczy się rozszerzyły w realizacji wspomnienia. – Ciocia Stella. – Wypowiedział pół szeptem pół krzykiem jakby w przeżył wstrząs. Co oszołomiło gildie jakby dostali obuchem. Także ja byłem w szoku... O co chodzi? 
- Cz-czekaj Laxus. C-chcesz nam p-powiedzieć, że Wasza c-ciocia jest s-smokiem? – Zapytał jąkając się, Gray.

- Tak Gray. Stella Drayer, starsza siostra wujka Ivana i mamy, a teraz Stella D. Dragneel. – Wyjaśnił. A ja zakrztusiłem własną śliną słysząc to, co powiedział Laxus. A Gray spojrzał na mnie. I brechą niepohamowanym śmiechem.
- Bwahahaha… Twoja macocha i ciotka Lucy to jedna osoba hahaha, a raczej smok! - Gray śmiał się trzymając się za brzuch.
- Zamknij się kostko lodu! – Warknąłem rażąc go zabójczym wzrokiem. I mało się nie pobiliśmy. Zatrzymała nas Erza, ale nie posłała nam swojego zabójczego spojrzenia tylko intensywnie się wpatrywała w Laxusa.

- Mógłbyś nam to wyjaśnić Laxus? – Poprosiła go łagodni. Na co Laxus skinął głowa w zgodzie.



*.*.*



C.D.N.


środa, 24 września 2014

Rozdział 7. Żona?

W poprzednim rozdziale:

„Lucy… Gdziekolwiek jesteście, proszę pamiętaj o mnie.” Pomyślałem podczas drogi do domu.

 Gdy wszedłem do mojej małej chatki i od razu ruszyłem do sypialni. Rzuciłem się na łóżko i wyciągnąłem spod poduszki list, który do mnie napisała Lucy na pożegnanie. Znalem go na pamięć, ale co noc czytam go, aby móc poczuć jej obecność. Przytuliłem kartkę do piersi i powoli zacząłem odpływać do krainy Morfeusza marząc o tym by była przy mnie Lucy.

*.*.*

Magnolia, Gildia Fairy Tail.

2 Miesiące po odejściu Lucy z Gildii.


Pov. Laxus

Dzień, jak co dzień. W gildii panowało pijaństwo, bójki i awantury. Ludzie powoli zaczynali odżywać… Powoli. Lisanna jak zawsze w skowronkach. Próbowała wprowadzać swoje rządy, lecz wszyscy, którzy mają w ogóle chęci i siły na dyskusje z nią to z nią dyskutują i uciszają, a jak nie to jak jeden mąż się nie odzywają i nie zwracają uwagi. Od czasu do czasu, gdy zasłuży na lanie zostanie poczęstowana cząstką naszej magii. Później siedzi w kącie dąsając się i lejąc fałszywe łzy. Użalając się, jaka jest nieszczęśliwa i poszkodowana. Od samego początku jest to uciążliwe i wkurzające, a dopiero minęły dwa miesiące odkąd Lucy nie ma. 

Z Erzą i resztą ( tzn. Gajeel, Wendy, Jellal, Romeo, Mira, Gray, Juvia… no i Natsu) postanowiliśmy trzymać się razem. Wybaczyliśmy Natsu. Może i jest gęsty i nie wie, że kocha moją Imouto, ale my wszyscy to wiemy i widzimy. Smok w nim szaleje, gdy nie może wyczuć jej zapachu ani nie może jej zobaczyć. To nie jest ten sam Salamander, którego cały świat zna, jako Salamandra z Fairy Tail. Jeśli chodzi o mnie także przeżyłem stratę Lucy i nadal odczuwam jej brak i nie prędko się tego braku pozbędę. Dziadek? Jii-chan siedzi częściej zamknięty w swoim biurze i popadł w depresję.

Z tego, co Erza mi powiedziała, Lucy napisała w liście, że zamierza wrócić. Modlę się do Mavis, aby szybko, bo jeśli nie to ktoś zginie.

Właśnie siedzieliśmy przy jednym ze stołów w gildii (siedzieliśmy tzn. Ja, Mira, Jellal z Erzą, Grey z Juvią, Gajeel z Levy, Wendy i Romeo oraz Natsu, Meredy i Ultear.) Gdy znikąd pojawiła się koło Natsu tak wiedźma… Lisanna.

- Natsu-kun pocałuj mnie~. – Kleiła się do niego i ocierała o niego jakby miała ruję. Wywołało to u nas odruch wymiotny i odgłosy obrzydzenia. Natsu także się krzywił i wydawał się jakby miał zaraz puścić pawia.
- Odejdź ode mnie…! – Warknął na nią. Ona uśmiechnęła się szatańsko.
- Niee~ Natsu-kun pocałuj mnie. Wiem, że Mnie kochasz. Pamiętasz? Obiecałeś się ze mną ożenić. Co Ty na to, aby zrealizować niedługo to, co? – Zapytała zalotnie przejeżdżając palcem po jego szyi. On za to zacisnął pieści na stole pokazując Grayowi, Erzie i reszcie, że ma już jej po kokardki, a na jego twarzy była wypisana złość i obrzydzenie. Erza nie wytrzymała… przywołała miecz i wstała na równe nogi przystawiając miecz do szyi Lisanny.
- Kazał Ci abyś odeszła od niego, więc to zrób albo sama sprawię, że więcej nie podejdziesz do niego! – Warknęła na nią Erza. Za to Lisanna spojrzała na Natsu, który nic sobie z tego nie robił nawet nie patrzył na nią.
- Wara od niego zołzo, bo już nie nazywasz się naszą Nakama! Nie wytrzymam zaraz … Czy ty tego nie widzisz?! Zniszczyłaś go! – Powiedział wskazując na Natsu i następnie. – Ice Make: Ice Excalibur. – I w jego dłoni ukazał się miecz z lodu. – Lucy jest dla mnie jak młodsza siostra nie wybaczalne jest to, co jej zrobiłaś odsuwając nas od niej, a co powiedzieć o niszczeniu zżycia Natsu i Naszego! – Wykrzyknął.
- Natsu-kun obron swoją przyszła żonę~. – Lisanna jakby nie zwracała uwagi na to, co właśnie Erza i Gray jej wykrzyczeli w twarz. Zażądała szturchając Natsu w ramię z udawanym strachem przed wkurzoną Titanią i Grayem. Natsu spojrzał na nią leniwie.
- Gdyby tu była na pewno bym ją bronił, nawet przed całym światem. – Powiedział, bez wahania odwrócił wzrok od niej. Co wywołało uśmiech nie tylko na twarzach Erzy i Graya, ale na Mojej i innych także? Natsu wstał od stolika i ruszył w stronę wyjścia.

- Eh?! O czym Ty mówisz Natsu-kun?! Przecież ja jestem Twoją przyszłą żoną, obiecałeś mi! – Krzyknęła na niego próbując złapać go za reket, aby się zatrzymał. Nie pozwolił jej na to i ruszył dalej.
- Co za dramat Lisanna… - zaśmiała się z siostry, Mira siedząc ze Mną koło Graya. – Dałabyś już spokój biednemu Natsu, wszyscy wiemy, że on Cię nie chce. – Powiedziała do Lisanny i wystawiła jej jeżyk opierając głowę na Moim ramieniu, a ja się uśmiechał tryumfalnie na to przybijająca z chłopakami wysokie pięć.
- Nie jesteś moją przyszłą żoną, Lisanna. – Powiedział bez emocji Natsu zamykając za sobą drzwi. Tym samym zostawiając oniemiała Lisannę na środku Gildii i innych śmiejących się jakby jutra miało nie być.


Następnego dnia. Gildia Fairy Tail.

I dziś było słychać w gildii awanturniczy krzyk Lisanny na Natsu. To już było za wiele dla gildii a co powiedzieć o biednym Natsu.

- Jestem Twoją przyszłą żoną i udowodnię Ci to. Żadna nie będzie Twoją żoną, jeśli Ja nie mogę nią być! – Krzyknęła na niego Lisanna i zasadziła mu siarczysty policzek.
- Lisanna! – Krzyknęła na nią wściekła Mirajane wyrywając się z objęć Laxusa.
- Zamknij się Mirajane! Nie wtrącaj się! – Krzyczała Lisanna na Mirę. Czego nigdy wcześniej Lisanna nie zrobiła.
- To Ty się w końcu się zamknij! Suko! Najpierw uwzięłaś się na Moją Imouto, teraz Natsu i Mira! Mam coraz większą ochotę Cię skasować! – Warczał Laxus na nią siedząc przy barze.

- Daj spokój Laxus, dam sobie radę. Mira Cię potrzebuje… - westchnął Natsu, a potem się odwrócił do Lisanny. – A co do tego Ciebie Lisanna… zawiodę Cię, ale ja już jestem żonaty. – Powiedział. Jego postawa była dojrzała i odpowiedziała. Uśmiechnął się złośliwie jednoczenie radośnie na myśl, że poprzez oznaczenie Lucy, jako „Bratnią” stała się według praw smoków jego partnerką na całe życie jak żona w ludzkich prawach. 

Erza, Gajeel i Wendy uśmiechali się także pod nosem wiedząc, o co chodzi Natsu wraz z resztą bandy, którzy cieszyli się z dojrzałej postawy Natsu. A reszta gildii przysłuchująca się temu wszystkiemu? Spojrzeli na niego w szoku.

- C-co ty Bredzisz N-Natsu-kun?! – Krzyknęła w szoku i złości Lisanna.
- To, co słyszałaś Lisanna. Nie może się z Tobą ożenić, bo już jest żonaty. A smoki mają tylko jednego partnera na całe życie, Prawda, Gajeel?– Powiedziała spokojnie Erza, na co Gajeel, który siedział wraz z nimi mruknął pod nosem i skinął potwierdzająco głową. I rzuciła od Natsu okiem na Laxusa, który się do Natsu uśmiechnął porozumiewawczo.
- Co ty pierniczysz?! Natsu-kun! Toż my chodzimy ze sobą od ponad 2 miesięcy. Kim jest ta perfidna lafirynda?! – Krzyknęła w furii Lisanna.
- Nie, nie Lisanna. My nigdy nie byliśmy w związku, Lisanna… - Natsu powiedział oschle, a jego oczy zakrywała grzywka, gdy jego głowa była opuszczona.
- C-co? – Lisanna pół szeptem pół piskiem zapytała w szoku patrząc na Natsu.
- Wykorzystałaś fakt o mojej tęsknocie za moim przyjacielem z dzieciństwa, ale także wiedziałaś, że nie tęskniłem za tobą, jako za dziewczyną. Dowiedziałaś się o mojej więzi z kimś innym niż Ty i mimo wszystko zamiast to zaakceptować to postanowiłaś pokazać jak bardzo jesteś samolubna oraz zabawiłaś się mną, aby się pozbyć kogoś, kto jest dla mnie najważniejszy w moim życiu i za to Cię nienawidzę… Nienawidzę Cię Lisanna, bo przez Ciebie Moja żona odeszła ode mnie i swojej rodziny! Odeszła z Fairy Tail! – Z każdym słowem jego ton głosu zmieniał się w coraz głośniejszy i chłodniejszy. Od warczenia po rykniecie. Otaczała go ciemna aura ciężka atmosfera unosiła się w gildii. Znów szok wypisał się na twarzach członków gildii, a najbardziej na twarzy Lisanny.

- Nie tylko skrzywdziła Lucy-san, ale i Natsu-san! – Krzyknęła Wendy wściekła, a jej krzyk przypominał ryk smoka. Nikt jej takiej nie widział odkąd dołączyła do gildii. Zawsze była słodka i niewinna, a teraz była przerażająca jak reszta jej towarzyszy i Dragon Slayerów.
- Tch… zadarła ze smokami. A my nie odpuszczamy tym, którzy ranią Naszą rodzinę. – Warknął Gajeel patrząc w jeden punkt, Lisanna. Która była zdezorientować widząc trzy, a raczej cztery rozwścieczone smoki.
- Widzisz Lisanna-san… Sama sobie zgotowałaś piekło… - Wysyczała na nią Wendy. I aktywowała „Dagon Force”. Za nią aktywował Gajeel, Laxus i Natsu.

- O-onee-chan… - zaczęła płakać przerażona Lisanna szukając pomocy w Mirajane, która także dawała jej mordercze spojrzenie. Lisanna spojrzała na Mistrza w poszukiwaniu ratunku, który siedział spokojnie na blacie baru i spokojnie pil piwo z kufla po raz pierwszy od 2 miesięcy uśmiechając się pod nosem, mimo że to był złośliwy uśmiech.



*.*.*




C.D.N.

czwartek, 18 września 2014

Rozdział 6. Burza.

W poprzednim rozdziale:

- Przepraszam za głupotę mojego syna. – Powiedział tym razem mogłam zobaczyć jego smutną i wrażliwą stronę. Przytuliłam go. – Nie żebym go usprawiedliwiał czy coś, ale wiesz… nie miałem za wiele czasu na wyjaśnienie, czym jest miłość i czym jest smocze oznaczenie swojej „Bratniej”. W ogóle był w tedy za młody, aby zrozumieć. Często obserwowałem go stad. I zawsze widziałem go z Tobą. Od razu po nim mogłem powiedzieć, że jest w Tobie na zabój zakochany, ale też zdezorientowany, jeśli chodzi o nazwanie tych uczuć do Ciebie i ogólnie odróżnianie uczuć. Dlatego tez i może tak się stało, bo jako smok wybrał cię, jako jego „Bratnią”, a panika o odrzucenie i pojawienie się tej przebieglej larwy spowodowały niechciane skutki. – Popatrzyłam na niego krzywo. I spanikował. - Nie mówię tego pod względem ciąży! Absolutnie! Cieszę się z tego powodu i myślę, że Ty także się cieszysz. Także Natsu gdyby wiedział o tym, że będzie ojcem także by się cieszył tak samo jak my. Kocham Cię jak własną córkę odkąd Cię zobaczyłem i wiele słyszałem o Tobie w świecie i od Stelli. Sam z chęcią skopałbym dupsko temu bachorowi z różowym łbem. – Jego nastrój się diametralnie zmieniał od paniki po czułość i na końcu warczał na wzmiankę o jego idiotycznym synu. Przytuliłam go.
- Dziękuję, Będziesz wspaniałym dziadkiem. – Powiedziałam będąc nadal przytulona do niego. On oderwał mnie od siebie i spojrzał na mnie z nadzieja i ekscytacją w oczach.
- Naprawdę tak sadzisz? – Zapytał podekscytowany. Ja się tylko uśmiechnęłam na to i skinęłam głową.
- Na pewno… Tylko błagam nie rozpieszczaj ich ze Stellą. – Żachnęłam się z fałszywymi łzami w kącikach oczu. Zaśmiał się i przytulił mnie ponownie.
- Oczywiście, Kochanie. – Zaśmiał się. Wtuliłam się w jego pierś i ziewnęłam. Igneel najwidoczniej to zauważył i uśmiechnął się do mnie troskliwie. – Śpij Lucy, musisz odpocząć. Dużo ostatnio przeszłaś. Jutro zaczniemy trening. – Powiedział i pocałował mnie w czubek głowy. Wziął mnie na ręce i zaniósł mnie na miękkie posłanie gdzieś w głębi jaskini.


*.*.*


Magnolia, Miesiąc po odejściu Lucy z Gildii.


Gildia Fairy Tail.

To nie było to samo miejsce, co wcześniej, mimo że dzień zaczął się jak każdy inny w gildii. W każdym zakamarku gildii było czuć zapach alkoholu i potu mimo tego, że każdy się obwiniał za to, że Lucy odeszła. No prawie każdy. Oprócz Laxusa, Mistrza, Gajeela, Juvii, Wendy i przekraczających, którzy byli przy niej.

Panowała posępna atmosfera w budynku. Wielu ludzi się zmieniło od tamtego dnia. Erza nie jadła swego tortu śmietankowo-truskawkowego i po kryjomu szlochała za Lucy. Cana nie pila alkoholu jedyne, co to wodę. Mira nie uśmiechała się jak dawniej, nie obsługiwała ludzi i w zastępstwie za nią stanęła za barem Kinana. Laxus zaszył się w swoim fotelu na drugim piętrze obserwując ludzi trzymając na swoich kolanach Mirę, która tuliła się do niego. Jellal próbował pocieszyć Erzę z Meredy i Ultear. Gray za to zaprzestał rozbierania się i siedział, pocieszając Juvię, co wielu ludzi zdziwiło.

Co z Natsu? Natsu siedzi w kącie dąsając się i rozpaczając tak samo jak Laxus. Gajeel siedział z płaczącą Levy przy stoliku pocieszając ją. Wendy siedziała z przekraczającymi i Romeo cichutko z małą depresyjną aurą wiszącą nad nimi. Macarov także stal się ponury. Wiele osób w gildii przeżyło utratę ich ukochanego Gwiezdnego Maga.

No, ale oczywiście zawsze się znajdzie czarna owca w stadzie… Oczywiście Lisanna nie okazywała żadnej skruchy, bo najwidoczniej nie czulą się winna, chociaż najwięcej nagrzeszyła. Nadal kleiła się do warczącego na nią Natsu, próbowała namawiać Zespól Natsu na misje.

Od miesiąca chodzi w skowronkach i namawiała ludzi do kolejnych imprez i świętowania z powodu odejścia Lucy. Za co wiele razy została potraktowana magią od ludzi z gildii i otrzymała wielokrotnie karę od Mistrza Macarova.

- No chodźcie ludzie, trzeba to świętować… w końcu nasza gildia jest teraz taka jak powinna być i nie śmierdzi w niej tanimi perfumami. – Zaśmiała się, za co została spiorunowana wzrokiem przez całą gildię, a najbardziej oberwało jej się od Natsu.
- Jeśli już ktoś używa tanich perfum to Ty Lisanna. Ja nie kupuje tak badziewnych prezentów dla Luce. – I uśmiechnął się złośliwie do niej. A w gildii było słychać grupowe „Uuuu~!” Albo „Tsak, dobrze powiedział!”.

Co wywołało u niej fałszywy płacz i próbę pokazania, jaka to ona jest poszkodowana. Lecz wszyscy się już na niej poznali. To nie jest już ta sama Lisanna, którą kiedyś znali. Jej rodzeństwo przestało ją bronić i słuchać.
- Gadasz bzdury Natsu-kun! – Krzyknęła radośnie lekceważąco machając ręką i olewając komentarze i to, co Natsu powiedział.
- Oi, chodźcie się bawić ludzie! Przecież ja, wasza „ulubienica” wróciłam! Powinniśmy nadal świętować! – Piszczała rozradowana jakby nie brała do siebie tego, co przed chwilą powiedział do niej Natsu. Choć dopiero, co była smutna teraz była szczęśliwa jak małe dziecko które dostało słodycze. Czy ta dziewczyna jest dwu biegunowa?

- Oi! Zamknij się wreszcie Lisanna! Mamy Cię już po kokardki! – Krzyknęli wszyscy ci, którzy przebywali właśnie w gildii.
- My akurat nie mamy, czego świętować, więc wybacz nie przyłączymy się… - powiedział zdołowany Natsu, który siedział przy jednym stole z Erzą, Jellalem, Grayem, Juvią, Gajeelem i Wendy. (Od tygodnia trzymają się razem wraz z Laxusem i jego bandą oraz Mirą i Levy. Starając się odganiać od siebie Lisannę jak to tylko możliwe.). Jak tylko Natsu to powiedział reszta jego towarzystwa zgodziła się z nim poprzez skinienie głowami.

- Ale jak to?! Przecież wróciłam Kochanie teraz, gdy tej francy nie ma możemy być razem i wypełnić naszą obietnicę, którą sobie złożyliśmy dawno temu. Pamiętasz? – Lisanna skomliła z udawanymi łzami próbując dostać się do Natsu.
- Odwal się od Nas i od Salamandra! – Warknął na nią, Gajeel wkurzony trzymając Levy na kolanach.
- Do ciebie nie mówiłam kupo złomu! Jak chcesz to sobie opłakuj tą blond zdzirę. Ja zabieram Natsu i resztę drużyny i idziemy na jakaś fajną misję. – Wyjaśniła z zaplecionymi rękoma na piersiach i tryumfalnym uśmieszkiem. Następnie zwróciła się w stronę Zespołu Natsu z obrzydliwie słodkim uśmiechem. – Będziemy się świetnie bawić! – Pisnęłam radośnie wymachując rękoma w powietrzu. To wywołało odruch wymiotny u większości ludzi słuchających tego, a w szczególności u tych, co siedzą przy stoliku z Natsu.
- Wybij to sobie z głowy Lisanna, że gdziekolwiek pójdziemy z Tobą. –Odezwała się Erza mając nad sobą wiszącą groźną aurę.
- Tym bardziej Natsu nigdzie nie wybiera się z Tobą, bo zostaje z nami. – Dołączył do Erzy, Jellal.
- Nie tylko… on nie chce iść gdziekolwiek z Tobą… - Powiedział to Gray wskazując na Lisannę swoim bladym palcem. – To dodatkowo Zespół Natsu został rozwiązany ze względu na brak Lucy. To ona zapoczątkowała z Natsu ten zespól i bez niej to nie ma sensu. A teraz znikaj nam z oczu, bo nie należysz już do tego zespołu, ponieważ został utworzony inny. – Zadrwił sobie z niej i na jego bladej twarzy ukazał się uśmieszek zwycięzcy.

To wywołało na niewinnej buźce Lisanny grymas „złośliwej wiedzmy”.

- Nie obchodzi mnie to! To drużyna „Natsu”, a nie „Lucy”! Nie macie żadnych zobowiązań, co do Niej! – Wykrzyczała im w twarze. – Jej już nie ma! I niech lepiej nie wraca! Mam nadzieje, że leży gdzieś martwa… Bardzo bym się z tego cieszyło! – Wydarła się na całą hale.

 Nagle na zewnątrz gildii niebo pociemniało i zerwała się burza z piorunami i huragan. 

Wewnątrz gildii ludzie pochowali się po kątach na widok, który pokazał się w gildii. Za Lisanną nagle pojawiły się dwie osoby. Laxus i Juvia. W ich oczach była ukazana rządzą mordu.
- Jak śmiesz w ogóle mówić takie rzeczy o Juvii przyjaciółce! Lucy-san nie zasłużyła na takie obelgi z ust takiej prostaczki jak Ty! – Krzyczała na nią Juvia zamieniając się we wrzącą wodę, która zaczęła otaczać i parzyć skórę Lisanny. Krzyk agonii Lisanny roznosił się po hali gildii.
- Jeszcze ci mało, Lisanna?! Mało Ci lania, które otrzymywałaś od nas wszystkich przez ten miesiąc przez to, co wyprawiasz?! Mało, że skrzywdziłaś rodzinne, która niedawno się spotkała?! Pozbawiając mnie siostry, twojego Mistrza wnuczki. To jeszcze nic! Masz czelność przychodzić do gildii i codziennie zakłócać nasz sposób oraz wygadywać takie głupoty na moją Lucy! Podziwiam Natsu, że jeszcze cię znosi i nie zabił cię, bo ja bym to zrobił już dawno bym to zrobił na jego miejscu! – Ryknął Laxus na nią ciskając błyskawicami w Lisannę. 

Słychać było w gildii jedynie krzyk dziewczyny i pisk przerażenia ludzi, którzy obserwowali to, co się działo.

Natsu wstał ze swojego miejsca, nie zwracając uwagi na wydarzenia w gildii. Wyminął bojkę na środku hali z Lisanną w roli głównej i podążył w stronę wyjęcia nie zwracając uwagi na protesty skargi i krzyki najmłodszej Strauss. Zatrzaskując ogromne drzwi gildii za sobą odciął wszystkie odgłosy wydobywające się z tej wykurzającej dziewczyny.


Pov. Natsu

Wyszedłem z gildii czując złość budująca się we mnie i smutek. Spojrzałem na późno popołudniowe niebo słonce zaczęło już powoli robić się czerwono pomarańczowe i zachodzić za horyzont i czułem coraz chłodniejsze wczesno jesienne powietrze.

Myślami byłem gdzieś daleko… „Lucy… Gdzie jesteś? Wróć proszę…” 

W kółko przez myśl przechodziły mi te słowa jak zastanawiałem się gdzie ona może być i czy jest bezpieczna, gdy mnie nie ma przy niej. Od miesiąca nie ukrywałem emocji nie chowałem łez za każdym razem, gdy przypomnę sobie Lucy, Moją Lucy łza toczyła mi się po policzku. 

„ Tęsknie Lucy… Wróć proszę…” Pomyślałem i nie myśląc wiele poszedłem główna trasą, którą kroczyłem od miesiąca.

 Mając nadzieję, że Lucy jest w domu i że to tylko głupi żart z jej odejściem… Ilekroć wszedłem przez okno jej mieszkanie było coraz bardziej puste… Z dnia na dzień zaczęły znikać jej meble i rzeczy… Nawet jej zapach zniknął.

Przystanąłem przy kamienicy, w której mieszkała na ulicy Truskawkowej i spojrzałem na jej okno… W środku mieszkania było ciemno i nie wykazywało żeby jakakolwiek żywa dusza tak przebywała w środku. Westchnąłem ciężko w porażce wytarłem łzę i odwróciłem się na pięcie, aby podążyć drogą powrotną do swojego pustego domu w lesie. Nawet Happy mnie opuścił.

„Lucy… Gdziekolwiek jesteście, proszę pamiętaj o mnie.” Pomyślałem podczas drogi do domu.

 Gdy wszedłem do mojej małej chatki i od razu ruszyłem do sypialni. Rzuciłem się na łóżko i wyciągnąłem spod poduszki list, który do mnie napisała Lucy na pożegnanie. Znalem go na pamięć, ale co noc czytam go, aby móc poczuć jej obecność. Przytuliłem kartkę do piersi i powoli zacząłem odpływać do krainy Morfeusza marząc o tym by była przy mnie Lucy.


*.*.*



C.D.N.


sobota, 13 września 2014

Rozdział 5. Sen...

W poprzednim rozdziale:

- Dobrze Ultear, liczymy na Ciebie. – Powiedział Jellal łapiąc za kołnierz Lisannę, która próbowała uciec.
- Jellal, unieruchom ją. – Powiedziała. On skinął głową i rąbnął Lisannę w głowę. Osunęła się na ziemie.

- Freed-san mógłbyś? – Ultear zawołała Freeda i zatoczyła kolko nad Lisanną. Na co Freed skinął głową i zaczął pisać runy naokoło młodszej Strauss.
- Dziękuję teraz moja kolej. - Powiedziała i uśmiechnęła się do Freeda, na co się biedaczek zarumienił i uciekł do śmiejących się z niego Ever i Bickslowa. W dłoniach Ultear pojawiła się kryształowa kula. Skupiła się i kula się uniosła nad jej dłońmi. – Ark of Time: Unlocking the self. – Wypowiedziane słowa odbiły się echem w hali gildii i kula zaświeciła się jasnym światłem. W tym samym czasie Lisanna tez się zaświeciła i uniosła. Patrzyliśmy w napięciu to na Lisannę to na Ultear. Na jej twarzy było wypisane skupienie i na czole pokazały się krople potu. W duchu modliliśmy się, aby się udało. Po 30 min. Lisanna Opadła na ziemię tak samo Ultear wyczerpana dysząc i cała spocona. Meredy i Freed pomogli jej wstać i doprowadzili ją do stolika.

- I jak Ultear, udało się? – Zapytałam z nadzieją w głosie.
- Niestety Erza, będziemy musieli wytrzymać z jej kaprysami aż do powrotu Lucy. Ale chociaż naprowadziłam ją na to, że odkręci sprawę z Sabertooth. Lucy będzie bezpieczna do tej pory. Jeśli zajdzie jeszcze raz taka potrzeba, aby odblokować jej prawdziwą jaźń nie zawaham się jeszcze raz tego zrobić. – Powiedziała już czując się lepiej.
- Dzięki wielkie, Ultear. – Powiedziałam i uśmiechnęliśmy się do siebie. Naprawdę jestem jej wdzięczna za to, co robi. Nie dla nas, ale dla Lucy.


*.*.*


Hargeon, Tydzień po opuszczeniu Gildii przez Lucy.

Wrzesień x791


Pov. Lucy

Hargeon. Szlam przez miasto i spojrzałam na duży zegar na wierzy ratusza. Na tarczy mogłam odczytać, że było koło godziny 12. Westchnęłam. „To miasto przywołuje wspomnienia…” pomyślałam i nagle przed oczami ukazał mi się obraz szczerzącego się do mnie radośnie różowowłosego chłopaka z szalikiem na szyi. Natsu. Położyłam odruchowo i delikatnie dłoń na brzuchu, gdzie znajdował się Mój skarb… Nasz skarb. Nagle poczułam się dziwnie. Zawirowało mi w głowie i nogi stały się ja z waty. Loke szedł z przodu z Happym i niósł zakupy abym ja nie musiała dźwigać. Nie zauważyli tego nawet. Padłam na ziemie z niemałym hukiem i straciłam przytomność, ale zanim całkowicie odpłynęłam w ciemność usłyszałam jak Loke krzyczy Moje imię.

Pov. Loke

Wyszliśmy z Lucy na spacer po Hargeon. Lucy postanowiła w drodze powrotnej zrobić zakupy na obiad. Powiedziała, że nic jej nie jest, więc postanowiłem iść przodem niosąc jej ciężkie torby z zakupami. Ze mną szedł, a bardziej leciał Happy. Rozmawialiśmy sobie przez drogę, gdy nagle… *BADUM* Usłyszeliśmy za nami huk jakby coś upadło z wysokości na chodnik. Obejrzeliśmy się za siebie i musieliśmy stwierdzić z przerażeniem ze to Lucy leżała na chodniku nieprzytomna. Upuściłem torby i kazałem Happyemu zostać. Sam ruszyłem biegiem w jej stronę.
- Lucy! – Krzyknąłem. Żadnej odpowiedzi. Gdy do niej dotarłem od razu zacząłem ją sprawdzać. Nigdzie nie było śladów krwi, skaleczeń i tętno było w porządku. Odetchnąłem w uldze, ze nic jej nie jest poważnego. – Po prostu zemdlała… - wydukałem pod nosem sam do siebie. Po chwili zaczęła się budzić, otworzyła oczy, zamrugała kilka razy powiekami i lekko uniosła się na łokciach. Syknęła krzywiąc się przy tym… Najwidoczniej się trochę poobijała podczas upadku. Spojrzała na mnie a jej oczy były pełne łez.
- Lucy, Daijōbu? (Wszystko w porządku?) – Zapytałem zmartwiony.
- C-co się stało, Loke? – Zapytała i natychmiast ułożyła dłoń na jej brzuchu w przerażeniu.
- Zemdlałaś. Ale prawdopodobnie to normalne zjawisko w twoim stanie oprócz porannych mdłości. – Wyjaśniłem jej i posłałem ciepły uśmiech. – Martwiłem się, wiesz? – Powiedziałem i przytuliłem ją, podczas gdy kucałem przy niej.
- Pamięć. Laxus-nii… - Wyszeptała będąc w moich ramionach i poczułem jej ciepłe łzy na mojej koszuli. Moje oczy się poszerzyły w realizacji i szoku. Spojrzałem na czubek jej blond głowy.
- Lucy mogłabyś powtórzyć? – Poprosiłem ją. Ona odsunęła się ode mnie. Spojrzałem na jej twarz, była poważna.
- Pamiętam wszystko, dzieciństwo z moim Onii-chan. Laxus jest moim starszym bratem, Loke. A ty o tym wiedziałeś na pewno… – Mówiąc to spojrzała na mnie groźnie, co spowodowało u mnie panikę. Potem jakby się uspokoiła i westchnęła. – Ale to na razie nie ważne. Gdy zemdlałam pierwsze, co zobaczyłam to był obraz wydarzeń z gildii. Wydawało mi się, że to było z dnia po tym jak odeszłam z wami. Mistrz… a raczej powinnam powiedzieć Jii-chan odblokował wspomnienia Laxus-niichan i w ten sposób najprawdopodobniej moje wspomnienia także powróciły strzępkami poprzez łączące nas więzi. Tylko nie wiem, dlaczego mama zablokowała nasze wspomnienia… - powiedziała i później spuściła głowę. Usłyszałem jak pociąga delikatnie nosem.

- Lucy… - Szepnąłem do niej. – Nie płacz, proszę. W twoim stanie… to może tylko zaszkodzić Wam. – powiedziałem i potarłem ja po plecach kojąco. Ona tylko skinęła głową i wstała z ziemi. Poszliśmy do Happyego, który pozbierał zakupy, które wypadły z toreb, kiedy pobiegłem do Lucy i czekał na nas. Gdy tylko zobaczył Lucy wskoczył od razu jej w ramiona i mruczał pociesznie tuląc się do niej. To spowodowało uśmiech na jej twarzy. Wziąłem torby z chodnika sprawdziłem czy nic nie ucierpiało i poszliśmy w stronę naszego hotelu, aby Lucy mogła odpocząć.


Czas pominięty…

Pov. Lucy

Leżałam na wygodnym w miarę łóżku w pokoju hotelowym. Lokeego odesłałam do Świata Gwiezdnych Duchów, a Happy wcinał rybkę, którą jemu kupiłam po drodze do hotelu. Myśli kotłowały mi się w głowie. Tęskniłam już za Jii-chan i Onii-chan. Nadal nie mogę się przyzwyczaić do nazywania ich w ten sposób. Jeszcze bardziej tęsknie za Natsu. „ Odpuść sobie! On Cię nie kocha, On wybrał Lisannę nie Ciebie! Zrozum wreszcie!” Zbeształam same siebie w podświadomości. Ale co ja mogę zrobić skoro Go kocham całym sercem i duszą, a także noszę pod sercem jego potomstwo.  Myśląc nawet nie zauważyłam, kiedy pogrążyłam się w świecie Morfeusza.

~Sen~

Stałam na dużej polanie. Wokoło pełno zieleni i kwiatów. Nagle przede mną pojawiły się cztery osoby. Dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Byłam w szoku, ponieważ mężczyźni przypominali mi dorosłe wersje Natsu i Gajeela. Tylko, że były w nich pewne różnice. Ten, co przypominał mi Natsu, miał czerwone kolczaste włosy a ten, co przypomina Gajeela nie miał tak długich włosów jak sam Gajeel. Miał krótkie na długość włosów czerwonowłosego faceta. Kobiety były mniej więcej w tym samym wieku, co mężczyźni, czyli około 40 roku życia. Były bardzo piękne. Jedna miała długie do bioder blado blond włosy prawie śmietanowe ze złotymi pasemkami, druga zaś przypominała mi dorosłą wersję Wendy. Miała długie niebieskie włosy opadające wzdłuż pleców miękką falą do łokci.

- Witaj Lucy, ależ wyrosłaś… Dawno się nie widziałyśmy, Kochanie. – Przywitała się ze mną serdecznie kobieta z długimi blado blond włosami. Byłam zdezorientowana i przerażona nie wiedziałam, co się dzieje. „ Ona mnie zna? Kim ona jest?” Przeszło mi przez myśl.
- Kim jesteście? Dlaczego jestem tutaj? – Zadałam pytania ostrożnie i owinęłam ręce ochronnie wokół brzucha bojąc się, że mogą skrzywdzić nie tylko mnie, ale i dziecko.
- Nie bój się Lucy, nie skrzywdzimy Cię. Jesteśmy Twoimi Nakama. – Odpowiedział czerwonowłosy mężczyzna i wyszczerzył się w tak dobrze mi znany uśmiech. – Tak w ogóle jestem Igneel, Igneel Dragneel. – Przedstawił się do mnie i wydawał się cieszyć spotkaniem ze mną.
- Igi! Przestań się szczerzyc jak głupi. Nie widzisz, że moja siostrzenica się boi?! – Wydarła się na niego blondynka, z czym on się skulił ze strachu przed nią.
- Uhm… Stella lepiej szybko wszystko dla niej wyjaśnijcie, bo wygląda na to jakby miała zaraz oszaleć… - powiedziała niebieskowłosa do kobiety, która prawdopodobnie miała na imię Stella.

„Czekaj! Stella?” Pomyślałam, a oczy zrobiły mi się okrągłe jak spodki od filiżanek.

- C-ciocia S-Stella? – Zapytałam jąkając się ze łzami w oczach i uśmiechem na twarzy. Stella odwróciła się do mnie twarzą i uśmiechnęła się szeroko. Tym uśmiechem przypominała mamę.
- Aww.. Lucy-chan! W końcu, pamiętasz swoją ciocię? – Zagruchała uroczo i mając na twarzy ogromny uśmiech. Podbiegła do mnie i dała mi uścisk, który mógłby kruszyć kości.
- C-ciociu… Gah… Nie mogę oddychać~! – Sapnęłam próbując się wydostać z uścisku ciotki.
- Oi! Stella, bo zgnieciesz mojego wnuka! – Krzyknął przerażony Igneel. Po czym ciocia mnie natychmiast puściła, a ja stałam rumieniąc się szaleńczo próbując ukryć JESZCZE płaski brzuch.
- Kochanie, Naszego wnuka, NASZEGO! – Poprawiła go radośnie Stella. A ja znów stałam jak wryta.
- Jak to waszego? Czyli Ty i Igneel…? I jakim cudem wiecie?!– Zapytałam niepewnie wskazując na nią i na stojącego niedaleko nas czerwonowłosego mężczyznę, który uśmiechał się jak wariat. A później krzyknęłam w szoku.
- Tak Skarbie, ja i Igneel jesteśmy Partnerami, „Bratnimi”… Czyli tu na Earthland jesteśmy małżeństwem. Stella D. Dragneel dokładniej, jeśli już. – Wyjaśniła i uśmiechnęła się do mnie sympatycznie.
- A co do tego skąd wiemy… Err… - powiedział zakłopotany Igneel pocierając kark dłonią unikając kontaktu wzrokowego przy tym. – Ostatnio obserwowaliśmy Ciebie... Ogólnie mówiąc obserwowaliśmy wasze życie odkąd odeszliśmy w 7 lipca x777. Ale najbardziej ostatnio… Twoje odejście z Gildii, podróż oraz wydążenia w gildii po Twoim odejściu. – Powiedział niepewnie jakby bojąc się mojej reakcji. Tak sama nie wiedziałam jak mam zareagować na to… 

„Oni nas dosłownie podglądali?!” Krzyknęłam w zakłopotaniu w podświadomości.

- Ekhm… przepraszam, że przerwę, ale chciałabym… cóż… złożyć sprostowanie a propos tego, co Igneel powiedział odnośnie... – Odezwała się nieśmiało niebieskowłosa kobieta i wskazała na mój brzuch. To spowodowało, że jeszcze raz się zarumieniłam.
- Proszę… mów Grandeeney. – Zaszczebiotała Stella tuląc mnie. A ja spojrzałam na niebieskowłosą, która była matką małej Wendy.
- Mój nos mówi, że to nie wnuk tylko… - pociągnęła nosem podchodząc bliżej mnie i położyła dłoń na moim brzuchu pocierając mnie po nim czule. A ja, Stella i Igneel staliśmy wyczekująco na jej diagnozę. - … Tylko wnuki. – Powiedziała chichocząc uroczo do mnie i pogłaskała mnie po włosach, a ja... Myślałam, że zaraz zemdleje z wrażenia. – Gratuluję kochanie. Założę się, że będziesz wspaniałą matką. – Pogratulowała mi.
- Co?! Liczba mnoga? Grandeeney wyjaśnij! – Ryknął Igneel, a jego oczy świeciły się z podekscytowania.
- Tak Igneel. A dokładniej mówiąc to bliźnięta. – Powiedziała uśmiechając się do nas ciepło. Gdy to powiedziała aż mi się ciepło zrobiło na sercu.
- Podwójne szczęście~. - Zachichotałam i pogłaskałam się po brzuchu patrząc na niego z czułością. Na co Igneel i Stella uśmiechnęli się czule do mnie. Mi oczy zaszły łzami z tego wszystkiego… Szkoda tylko, że Natsu o tym nie wie.
- Lucy, Kochanie… W tej sytuacji myślę, że popełniłaś błąd odchodząc z gildii. – Powiedziała Stella głaszcząc mnie po głowie i jakby czytała mi w myślach dodała. – A Natsu, jako ojciec ma prawo wiedzieć… a bliźniaki będą potrzebować ojca.
- Mimo wszystko… Nie martw się Lucy, pomożemy Ci. Będziesz pod najlepszą opieką medyczną, jaką sobie możesz nawet wymarzyć. – Powiedział Igneel do mnie, a następnie przeniósł wzrok do Grandeeney. – Prawda, Grandeeney? – Zapytał i wyszczerzył się do niej w uśmiech. Ona uśmiechnęła się także i skinęła głową w zgodzie. Ja powiedziałam bezgłośnie „Dziękuję” i uśmiechnęłam się w podzięce.
- Hmpf. I póki możesz będziemy cię szkolić na Dragon Slayera, Bunny-girl. – Fuknął czarnowłosy stojący z założonymi rękoma na piersi. Uśmiechnęłam się szaleńczo pod nosem.
- Dobrze wujku Metalicana~. – Pisnęłam jak szczęśliwa 5latka uśmiechając się do Metalicany. Przez co patrzył na mnie w szoku.
- S-skąd ty…? – Zapytał, ale przerwałam jemu.
- Braciszek Gajeel przestaje już na mnie mówić Bunny-girl, wiesz? – Powiedziałam jemu z udawanymi dąsami krzyżując ramiona na pod piersiami. Igneel najwidoczniej domyślił się, o co mi chodzi i się roześmiał.

- TATO, co Cię tak śmieszy~? – Zapytałam niewinnie Igneela. Tego się najwidoczniej nie spodziewał i zakrztusił się własnym śmiechem. I spojrzał na mnie zszokowany. – Dlaczego tak na mnie patrzysz, TATO?- Zapytałam znowu podkreślając w wymowie „Tato”.
- N-nie nic. – Odpowiedział jąkając się i próbując ukryć rumieniec. Zaśmialiśmy się ze Stellą z tego. Nagle jego wzrok padł na moją szyję gdzie był znak „Bratniej”, który pozostawił na mnie Natsu. Od razu go próbowałam zakryć włosami. On uśmiechnął się do mnie.
- Nie chowaj tego Kochana, to zaszczyt być „Bratnią” Smoka bądź Dragon Slayera.- Powiedział, gdy podszedł do mnie i dotknął znaku na mojej szyi, który był tatuażem przypominającym gwiazdę zanurzoną w ogniu. – On nie przypadkowo Cię oznaczył. - Powiedział szeptem czule głaszcząc mnie po policzku i patrząc mi w oczy, w które napłynęły mi łzy. Przytuliłam się do niego i zaczęłam szlochać. Igneel początkowo stal zszokowany moim zachowaniem, ale później przytulił mnie także i przecierał kojące kręgi na moich plecach. Był tak samo ciepły jak Natsu.

- Śpij Lucy-chan, gdy się obudzisz będziemy przy Tobie. – Wyszeptała Stella stojąc przy nas. I zasnęłam w ramionach Igneela.

~Koniec Snu~


Gdzieś w królestwie Fiore… wysoko w górach.

Obudziłam się nagle i patrzę… Nie byłam już w pokoju hotelowym tylko w jakiejś jaskini… ogromnej jaskini! Najdziwniejsze jest to, że jest przytulna i nie wygląda strasznie czy też nie śmierdzi.

- Nie spisz już Lucy? – Odezwał się za mną męski głos. Czekaj znam ten głos. Odwróciłam się i co zobaczyłam? Za mną leżał ogromny czerwono-pomarańczowy smok i patrzy na mnie swoimi dużymi ciemnymi oczami. Wytrzeszczyłam w szoku oczy.
- I-Igneel? To ty? – Zapytałam niepewnie. On skinął łbem. Nagle sobie coś przypomniałam. Happy!
- Happy! Happy, malutki gdzie jesteś?! – Krzyczałam rozglądając się dookoła siebie za niebieskim Przekraczającym. – Cholera, Natsu mnie zabije jak coś mu się stanie… - Warknęłam pod nosem sama na siebie. Co rozśmieszyło smoka.
- Nie martw się, Happyemu nic nie jest. Łowy ryby w jeziorze za ścianą. Nic mu nie jest. – Powiedział rozbawiony i wskazał łbem na siane, za która prawdopodobnie był Happy.
- To dobrze. – Odparłam i wypuściłam powietrze z ust w uldze. I nagle spojrzałam na Igneela.

- Igneel? – Zapytałam, aby zwrócić jego uwagę.
- Tak? – Zapytał zaciekawiony spoglądając na mnie.
- W moim śnie byliście ludźmi, dlaczego teraz jesteś smokiem? – Zapytałam, co musiało głupio brzmieć, bo smok ryknął śmiechem. – Przepraszam… głupie pytanie. Nie musisz odpowiadać. – Szybko dodałam i opuściłam głowę ze wstydu.
- Nie, nie! To ja przepraszam. Stella wymusiła u Ciebie sen, aby się z Tobą skontaktować. Później jak zasnęłaś we snie w moich ramionach pojawiliśmy się u ciebie w pokoju i Happy rozpoznał mój zapach, więc jak mu wytłumaczyliśmy, po co przyszliśmy zgodził się, aby zabrać Was tutaj. Zapłacił za pokój i przenieśliśmy Cię tutaj. Będziesz bezpieczna z nami. Do tego będziemy Cię trenować z czterech elementów. Ognia, gwiazd, powietrza i żelaza. Póki możesz będziesz trenować aż do czasu, gdy urodzisz. Cieszę się, że Cię poznałem. Znalem Twoją matkę. Wspaniała kobieta. Twój ojciec także był wspaniałym facetem i smokiem. Gdyby nie śmierć Twojej matki… - przerwał i spojrzał na mnie przepraszająco.
- Nie martw się, jestem w porządku z tym wszystkim. Mam jeszcze Jii-chan, Laxusa, Ciebie, Stellę i Happyego… no i oczywiście te dwa cuda, które noszę pod sercem. – Powiedziałam i pogłaskałam się po brzuchu uśmiechając się do ogromnego smoka. Nagle otoczyło go ciepłe czerwone światło i zaczął się kurczyć do ludzkich rozmiarów. Nagle przy mnie siedział teraz Igneel w ludzkiej postaci. Siedział i uśmiechał się do mnie.

- Przepraszam za głupotę mojego syna. – Powiedział tym razem mogłam zobaczyć jego smutną i wrażliwą stronę. Przytuliłam go. – Nie żebym go usprawiedliwiał czy coś, ale wiesz… nie miałem za wiele czasu na wyjaśnienie, czym jest miłość i czym jest smocze oznaczenie swojej „Bratniej”. W ogóle był w tedy za młody, aby zrozumieć. Często obserwowałem go stad. I zawsze widziałem go z Tobą. Od razu po nim mogłem powiedzieć, że jest w Tobie na zabój zakochany, ale też zdezorientowany, jeśli chodzi o nazwanie tych uczuć do Ciebie i ogólnie odróżnianie uczuć. Dlatego tez i może tak się stało, bo jako smok wybrał cię, jako jego „Bratnią”, a panika o odrzucenie i pojawienie się tej przebieglej larwy spowodowały niechciane skutki. – Popatrzyłam na niego krzywo. I spanikował. - Nie mówie tego pod względem ciąży! Absolutnie! Cieszę się z tego powodu i myślę, że Ty także się cieszysz. Także Natsu gdyby wiedział o tym, że będzie ojcem także by się cieszył tak samo jak my. Kocham Cię jak własną córkę odkąd Cię zobaczyłem i wiele słyszałem o Tobie w świecie i od Stelli. Sam z chęcią skopałbym dupsko temu bachorowi z różowym łbem. – Jego nastrój się diametralnie zmieniał od paniki po czułość i na końcu warczał na wzmiankę o jego idiotycznym synu. Przytuliłam go.

- Dziękuję, Będziesz wspaniałym dziadkiem. – Powiedziałam będąc nadal przytulona do niego. On oderwał mnie od siebie i spojrzał na mnie z nadzieja i ekscytacją w oczach.
- Naprawdę tak sadzisz? – Zapytał podekscytowany. Ja się tylko uśmiechnęłam na to i skinęłam głową.
- Na pewno… Tylko błagam nie rozpieszczaj ich ze Stellą. – Żachnęłam się z fałszywymi łzami w kącikach oczu. Zaśmiał się i przytulił mnie ponownie.
- Oczywiście, Kochanie. – Zaśmiał się. Wtuliłam się w jego pierś i ziewnęłam. Igneel najwidoczniej to zauważył i uśmiechnął się do mnie troskliwie. – Śpij Lucy, musisz odpocząć. Dużo ostatnio przeszłaś. Jutro zaczniemy trening. – Powiedział i pocałował mnie w czubek głowy. Wziął mnie na ręce i zaniósł mnie na miękkie posłanie gdzieś w głębi jaskini.




C.D.N.