W poprzednim rozdziale:
- Dobrze Ultear,
liczymy na Ciebie. – Powiedział Jellal łapiąc za kołnierz Lisannę, która
próbowała uciec.
- Jellal, unieruchom
ją. – Powiedziała. On skinął głową i rąbnął Lisannę w głowę. Osunęła się na
ziemie.
- Freed-san mógłbyś? –
Ultear zawołała Freeda i zatoczyła kolko nad Lisanną. Na co Freed skinął głową
i zaczął pisać runy naokoło młodszej Strauss.
- Dziękuję teraz moja
kolej. - Powiedziała i uśmiechnęła się do Freeda, na co się biedaczek
zarumienił i uciekł do śmiejących się z niego Ever i Bickslowa. W dłoniach
Ultear pojawiła się kryształowa kula. Skupiła się i kula się uniosła nad jej
dłońmi. – Ark of Time: Unlocking the self. – Wypowiedziane słowa odbiły się
echem w hali gildii i kula zaświeciła się jasnym światłem. W tym samym czasie
Lisanna tez się zaświeciła i uniosła. Patrzyliśmy w napięciu to na Lisannę to
na Ultear. Na jej twarzy było wypisane skupienie i na czole pokazały się krople
potu. W duchu modliliśmy się, aby się udało. Po 30 min. Lisanna Opadła na
ziemię tak samo Ultear wyczerpana dysząc i cała spocona. Meredy i Freed pomogli
jej wstać i doprowadzili ją do stolika.
- I jak Ultear, udało
się? – Zapytałam z nadzieją w głosie.
- Niestety Erza,
będziemy musieli wytrzymać z jej kaprysami aż do powrotu Lucy. Ale chociaż
naprowadziłam ją na to, że odkręci sprawę z Sabertooth. Lucy będzie bezpieczna
do tej pory. Jeśli zajdzie jeszcze raz taka potrzeba, aby odblokować jej
prawdziwą jaźń nie zawaham się jeszcze raz tego zrobić. – Powiedziała już
czując się lepiej.
- Dzięki wielkie,
Ultear. – Powiedziałam i uśmiechnęliśmy się do siebie. Naprawdę jestem jej
wdzięczna za to, co robi. Nie dla nas, ale dla Lucy.
*.*.*
Hargeon, Tydzień po
opuszczeniu Gildii przez Lucy.
Wrzesień x791
Pov. Lucy
Hargeon. Szlam przez miasto
i spojrzałam na duży zegar na wierzy ratusza. Na tarczy mogłam odczytać, że
było koło godziny 12. Westchnęłam. „To
miasto przywołuje wspomnienia…” pomyślałam i nagle przed oczami ukazał mi
się obraz szczerzącego się do mnie radośnie różowowłosego chłopaka z szalikiem
na szyi. Natsu. Położyłam odruchowo i
delikatnie dłoń na brzuchu, gdzie znajdował się Mój skarb… Nasz skarb.
Nagle poczułam się dziwnie. Zawirowało mi w głowie i nogi stały się ja z waty.
Loke szedł z przodu z Happym i niósł zakupy abym ja nie musiała dźwigać. Nie
zauważyli tego nawet. Padłam na ziemie z niemałym hukiem i straciłam
przytomność, ale zanim całkowicie odpłynęłam w ciemność usłyszałam jak Loke
krzyczy Moje imię.
Pov. Loke
Wyszliśmy z Lucy na
spacer po Hargeon. Lucy postanowiła w drodze powrotnej zrobić zakupy na obiad. Powiedziała,
że nic jej nie jest, więc postanowiłem iść przodem niosąc jej ciężkie torby z
zakupami. Ze mną szedł, a bardziej leciał Happy. Rozmawialiśmy sobie przez
drogę, gdy nagle… *BADUM* Usłyszeliśmy za nami huk jakby coś upadło z wysokości
na chodnik. Obejrzeliśmy się za siebie i musieliśmy stwierdzić z przerażeniem
ze to Lucy leżała na chodniku nieprzytomna. Upuściłem torby i kazałem Happyemu
zostać. Sam ruszyłem biegiem w jej stronę.
- Lucy! – Krzyknąłem. Żadnej
odpowiedzi. Gdy do niej dotarłem od razu zacząłem ją sprawdzać. Nigdzie nie
było śladów krwi, skaleczeń i tętno było w porządku. Odetchnąłem w uldze, ze
nic jej nie jest poważnego. – Po prostu zemdlała… - wydukałem pod nosem sam do
siebie. Po chwili zaczęła się budzić, otworzyła oczy, zamrugała kilka razy
powiekami i lekko uniosła się na łokciach. Syknęła krzywiąc się przy tym…
Najwidoczniej się trochę poobijała podczas upadku. Spojrzała na mnie a jej oczy
były pełne łez.
- Lucy, Daijōbu? (Wszystko
w porządku?) – Zapytałem zmartwiony.
- C-co się stało, Loke?
– Zapytała i natychmiast ułożyła dłoń na jej brzuchu w przerażeniu.
- Zemdlałaś. Ale
prawdopodobnie to normalne zjawisko w twoim stanie oprócz porannych mdłości. – Wyjaśniłem
jej i posłałem ciepły uśmiech. – Martwiłem się, wiesz? – Powiedziałem i
przytuliłem ją, podczas gdy kucałem przy niej.
- Pamięć. Laxus-nii… -
Wyszeptała będąc w moich ramionach i poczułem jej ciepłe łzy na mojej koszuli. Moje
oczy się poszerzyły w realizacji i szoku. Spojrzałem na czubek jej blond głowy.
- Lucy mogłabyś
powtórzyć? – Poprosiłem ją. Ona odsunęła się ode mnie. Spojrzałem na jej twarz,
była poważna.
- Pamiętam wszystko,
dzieciństwo z moim Onii-chan. Laxus jest moim starszym bratem, Loke. A ty o tym
wiedziałeś na pewno… – Mówiąc to spojrzała na mnie groźnie, co spowodowało u
mnie panikę. Potem jakby się uspokoiła i westchnęła. – Ale to na razie nie
ważne. Gdy zemdlałam pierwsze, co zobaczyłam to był obraz wydarzeń z gildii. Wydawało
mi się, że to było z dnia po tym jak odeszłam z wami. Mistrz… a raczej powinnam
powiedzieć Jii-chan odblokował wspomnienia Laxus-niichan i w ten sposób
najprawdopodobniej moje wspomnienia także powróciły strzępkami poprzez łączące
nas więzi. Tylko nie wiem, dlaczego mama zablokowała nasze wspomnienia… -
powiedziała i później spuściła głowę. Usłyszałem jak pociąga delikatnie nosem.
- Lucy… - Szepnąłem do
niej. – Nie płacz, proszę. W twoim stanie… to może tylko zaszkodzić Wam. –
powiedziałem i potarłem ja po plecach kojąco. Ona tylko skinęła głową i wstała
z ziemi. Poszliśmy do Happyego, który pozbierał zakupy, które wypadły z toreb,
kiedy pobiegłem do Lucy i czekał na nas. Gdy tylko zobaczył Lucy wskoczył od
razu jej w ramiona i mruczał pociesznie tuląc się do niej. To spowodowało
uśmiech na jej twarzy. Wziąłem torby z chodnika sprawdziłem czy nic nie
ucierpiało i poszliśmy w stronę naszego hotelu, aby Lucy mogła odpocząć.
Czas pominięty…
Pov. Lucy
Leżałam na wygodnym w
miarę łóżku w pokoju hotelowym. Lokeego odesłałam do Świata Gwiezdnych Duchów,
a Happy wcinał rybkę, którą jemu kupiłam po drodze do hotelu. Myśli kotłowały
mi się w głowie. Tęskniłam już za Jii-chan i Onii-chan. Nadal nie mogę się
przyzwyczaić do nazywania ich w ten sposób. Jeszcze bardziej tęsknie za Natsu. „ Odpuść sobie! On Cię nie kocha, On wybrał
Lisannę nie Ciebie! Zrozum wreszcie!” Zbeształam same siebie w podświadomości.
Ale co ja mogę zrobić skoro Go kocham całym sercem i duszą, a także noszę pod
sercem jego potomstwo. Myśląc nawet nie zauważyłam,
kiedy pogrążyłam się w świecie Morfeusza.
~Sen~
Stałam
na dużej polanie. Wokoło pełno zieleni i kwiatów. Nagle przede mną pojawiły się
cztery osoby. Dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Byłam w szoku, ponieważ mężczyźni
przypominali mi dorosłe wersje Natsu i Gajeela. Tylko, że były w nich pewne różnice.
Ten, co przypominał mi Natsu, miał czerwone kolczaste włosy a ten, co
przypomina Gajeela nie miał tak długich włosów jak sam Gajeel. Miał krótkie na długość
włosów czerwonowłosego faceta. Kobiety były mniej więcej w tym samym wieku, co mężczyźni,
czyli około 40 roku życia. Były bardzo piękne. Jedna miała długie do bioder
blado blond włosy prawie śmietanowe ze złotymi pasemkami, druga zaś przypominała
mi dorosłą wersję Wendy. Miała długie niebieskie włosy opadające wzdłuż pleców miękką
falą do łokci.
-
Witaj Lucy, ależ wyrosłaś… Dawno się nie widziałyśmy, Kochanie. – Przywitała
się ze mną serdecznie kobieta z długimi blado blond włosami. Byłam zdezorientowana
i przerażona nie wiedziałam, co się dzieje. „ Ona mnie zna? Kim ona jest?”
Przeszło mi przez myśl.
-
Kim jesteście? Dlaczego jestem tutaj? – Zadałam pytania ostrożnie i owinęłam ręce
ochronnie wokół brzucha bojąc się, że mogą skrzywdzić nie tylko mnie, ale i
dziecko.
-
Nie bój się Lucy, nie skrzywdzimy Cię. Jesteśmy Twoimi Nakama. – Odpowiedział czerwonowłosy
mężczyzna i wyszczerzył się w tak dobrze mi znany uśmiech. – Tak w ogóle jestem
Igneel, Igneel Dragneel. – Przedstawił się do mnie i wydawał się cieszyć
spotkaniem ze mną.
-
Igi! Przestań się szczerzyc jak głupi. Nie widzisz, że moja siostrzenica się
boi?! – Wydarła się na niego blondynka, z czym on się skulił ze strachu przed
nią.
-
Uhm… Stella lepiej szybko wszystko dla niej wyjaśnijcie, bo wygląda na to jakby
miała zaraz oszaleć… - powiedziała niebieskowłosa do kobiety, która
prawdopodobnie miała na imię Stella.
„Czekaj! Stella?”
Pomyślałam, a oczy zrobiły mi się okrągłe
jak spodki od filiżanek.
-
C-ciocia S-Stella? – Zapytałam jąkając się ze łzami w oczach i uśmiechem na
twarzy. Stella odwróciła się do mnie twarzą i uśmiechnęła się szeroko. Tym
uśmiechem przypominała mamę.
-
Aww.. Lucy-chan! W końcu, pamiętasz swoją ciocię? – Zagruchała uroczo i mając
na twarzy ogromny uśmiech. Podbiegła do mnie i dała mi uścisk, który mógłby
kruszyć kości.
-
C-ciociu… Gah… Nie mogę oddychać~! – Sapnęłam próbując się wydostać z uścisku
ciotki.
-
Oi! Stella, bo zgnieciesz mojego wnuka! – Krzyknął przerażony Igneel. Po czym
ciocia mnie natychmiast puściła, a ja stałam rumieniąc się szaleńczo próbując ukryć
JESZCZE płaski brzuch.
-
Kochanie, Naszego wnuka, NASZEGO! – Poprawiła go radośnie Stella. A ja znów stałam
jak wryta.
-
Jak to waszego? Czyli Ty i Igneel…? I jakim cudem wiecie?!– Zapytałam niepewnie
wskazując na nią i na stojącego niedaleko nas czerwonowłosego mężczyznę, który uśmiechał
się jak wariat. A później krzyknęłam w szoku.
-
Tak Skarbie, ja i Igneel jesteśmy Partnerami, „Bratnimi”… Czyli tu na Earthland
jesteśmy małżeństwem. Stella D. Dragneel dokładniej, jeśli już. – Wyjaśniła i uśmiechnęła
się do mnie sympatycznie.
-
A co do tego skąd wiemy… Err… - powiedział zakłopotany Igneel pocierając kark dłonią
unikając kontaktu wzrokowego przy tym. – Ostatnio obserwowaliśmy Ciebie... Ogólnie
mówiąc obserwowaliśmy wasze życie odkąd odeszliśmy w 7 lipca x777. Ale najbardziej
ostatnio… Twoje odejście z Gildii, podróż oraz wydążenia w gildii po Twoim odejściu.
– Powiedział niepewnie jakby bojąc się mojej reakcji. Tak sama nie wiedziałam
jak mam zareagować na to…
„Oni nas dosłownie podglądali?!” Krzyknęłam w
zakłopotaniu w podświadomości.
-
Ekhm… przepraszam, że przerwę, ale chciałabym… cóż… złożyć sprostowanie a
propos tego, co Igneel powiedział odnośnie... – Odezwała się nieśmiało niebieskowłosa
kobieta i wskazała na mój brzuch. To spowodowało, że jeszcze raz się zarumieniłam.
-
Proszę… mów Grandeeney. – Zaszczebiotała Stella tuląc mnie. A ja spojrzałam na niebieskowłosą,
która była matką małej Wendy.
-
Mój nos mówi, że to nie wnuk tylko… - pociągnęła nosem podchodząc bliżej mnie i
położyła dłoń na moim brzuchu pocierając mnie po nim czule. A ja, Stella i
Igneel staliśmy wyczekująco na jej diagnozę. - … Tylko wnuki. – Powiedziała chichocząc
uroczo do mnie i pogłaskała mnie po włosach, a ja... Myślałam, że zaraz
zemdleje z wrażenia. – Gratuluję kochanie. Założę się, że będziesz wspaniałą
matką. – Pogratulowała mi.
-
Co?! Liczba mnoga? Grandeeney wyjaśnij! – Ryknął Igneel, a jego oczy świeciły się
z podekscytowania.
-
Tak Igneel. A dokładniej mówiąc to bliźnięta. – Powiedziała uśmiechając się do
nas ciepło. Gdy to powiedziała aż mi się ciepło zrobiło na sercu.
-
Podwójne szczęście~. - Zachichotałam i pogłaskałam się po brzuchu patrząc na
niego z czułością. Na co Igneel i Stella uśmiechnęli się czule do mnie. Mi oczy
zaszły łzami z tego wszystkiego… Szkoda tylko, że Natsu o tym nie wie.
-
Lucy, Kochanie… W tej sytuacji myślę, że popełniłaś błąd odchodząc z gildii. – Powiedziała
Stella głaszcząc mnie po głowie i jakby czytała mi w myślach dodała. – A Natsu,
jako ojciec ma prawo wiedzieć… a bliźniaki będą potrzebować ojca.
-
Mimo wszystko… Nie martw się Lucy, pomożemy Ci. Będziesz pod najlepszą opieką medyczną,
jaką sobie możesz nawet wymarzyć. – Powiedział Igneel do mnie, a następnie przeniósł
wzrok do Grandeeney. – Prawda, Grandeeney? – Zapytał i wyszczerzył się do niej
w uśmiech. Ona uśmiechnęła się także i skinęła głową w zgodzie. Ja powiedziałam
bezgłośnie „Dziękuję” i uśmiechnęłam się w podzięce.
-
Hmpf. I póki możesz będziemy cię szkolić na Dragon Slayera, Bunny-girl. – Fuknął
czarnowłosy stojący z założonymi rękoma na piersi. Uśmiechnęłam się szaleńczo
pod nosem.
-
Dobrze wujku Metalicana~. – Pisnęłam jak szczęśliwa 5latka uśmiechając się do
Metalicany. Przez co patrzył na mnie w szoku.
-
S-skąd ty…? – Zapytał, ale przerwałam jemu.
-
Braciszek Gajeel przestaje już na mnie mówić Bunny-girl, wiesz? – Powiedziałam
jemu z udawanymi dąsami krzyżując ramiona na pod piersiami. Igneel
najwidoczniej domyślił się, o co mi chodzi i się roześmiał.
-
TATO, co Cię tak śmieszy~? – Zapytałam niewinnie Igneela. Tego się
najwidoczniej nie spodziewał i zakrztusił się własnym śmiechem. I spojrzał na
mnie zszokowany. – Dlaczego tak na mnie patrzysz, TATO?- Zapytałam znowu podkreślając
w wymowie „Tato”.
-
N-nie nic. – Odpowiedział jąkając się i próbując ukryć rumieniec. Zaśmialiśmy
się ze Stellą z tego. Nagle jego wzrok padł na moją szyję gdzie był znak „Bratniej”,
który pozostawił na mnie Natsu. Od razu go próbowałam zakryć włosami. On uśmiechnął
się do mnie.
-
Nie chowaj tego Kochana, to zaszczyt być „Bratnią” Smoka bądź Dragon Slayera.- Powiedział,
gdy podszedł do mnie i dotknął znaku na mojej szyi, który był tatuażem
przypominającym gwiazdę zanurzoną w ogniu. – On nie przypadkowo Cię oznaczył. -
Powiedział szeptem czule głaszcząc mnie po policzku i patrząc mi w oczy, w
które napłynęły mi łzy. Przytuliłam się do niego i zaczęłam szlochać. Igneel
początkowo stal zszokowany moim zachowaniem, ale później przytulił mnie także i
przecierał kojące kręgi na moich plecach. Był tak samo ciepły jak Natsu.
-
Śpij Lucy-chan, gdy się obudzisz będziemy przy Tobie. – Wyszeptała Stella stojąc
przy nas. I zasnęłam w ramionach Igneela.
~Koniec Snu~
Gdzieś w królestwie
Fiore… wysoko w górach.
Obudziłam się nagle i patrzę…
Nie byłam już w pokoju hotelowym tylko w jakiejś jaskini… ogromnej jaskini! Najdziwniejsze
jest to, że jest przytulna i nie wygląda strasznie czy też nie śmierdzi.
- Nie spisz już Lucy? –
Odezwał się za mną męski głos. Czekaj znam ten głos. Odwróciłam się i co zobaczyłam?
Za mną leżał ogromny czerwono-pomarańczowy smok i patrzy na mnie swoimi dużymi ciemnymi
oczami. Wytrzeszczyłam w szoku oczy.
- I-Igneel? To ty? – Zapytałam
niepewnie. On skinął łbem. Nagle sobie coś przypomniałam. Happy!
- Happy! Happy, malutki
gdzie jesteś?! – Krzyczałam rozglądając się dookoła siebie za niebieskim Przekraczającym.
– Cholera, Natsu mnie zabije jak coś mu się stanie… - Warknęłam pod nosem sama
na siebie. Co rozśmieszyło smoka.
- Nie martw się, Happyemu
nic nie jest. Łowy ryby w jeziorze za ścianą. Nic mu nie jest. – Powiedział
rozbawiony i wskazał łbem na siane, za która prawdopodobnie był Happy.
- To dobrze. – Odparłam
i wypuściłam powietrze z ust w uldze. I nagle spojrzałam na Igneela.
- Igneel?
– Zapytałam, aby zwrócić jego uwagę.
- Tak? – Zapytał
zaciekawiony spoglądając na mnie.
- W moim śnie byliście ludźmi,
dlaczego teraz jesteś smokiem? – Zapytałam, co musiało głupio brzmieć, bo smok ryknął
śmiechem. – Przepraszam… głupie pytanie. Nie musisz odpowiadać. – Szybko
dodałam i opuściłam głowę ze wstydu.
- Nie, nie! To ja przepraszam.
Stella wymusiła u Ciebie sen, aby się z Tobą skontaktować. Później jak zasnęłaś
we snie w moich ramionach pojawiliśmy się u ciebie w pokoju i Happy rozpoznał
mój zapach, więc jak mu wytłumaczyliśmy, po co przyszliśmy zgodził się, aby
zabrać Was tutaj. Zapłacił za pokój i przenieśliśmy Cię tutaj. Będziesz
bezpieczna z nami. Do tego będziemy Cię trenować z czterech elementów. Ognia,
gwiazd, powietrza i żelaza. Póki możesz będziesz trenować aż do czasu, gdy urodzisz.
Cieszę się, że Cię poznałem. Znalem Twoją matkę. Wspaniała kobieta. Twój ojciec
także był wspaniałym facetem i smokiem. Gdyby nie śmierć Twojej matki… - przerwał
i spojrzał na mnie przepraszająco.
- Nie martw się, jestem
w porządku z tym wszystkim. Mam jeszcze Jii-chan, Laxusa, Ciebie, Stellę i
Happyego… no i oczywiście te dwa cuda, które noszę pod sercem. – Powiedziałam i
pogłaskałam się po brzuchu uśmiechając się do ogromnego smoka. Nagle otoczyło go
ciepłe czerwone światło i zaczął się kurczyć do ludzkich rozmiarów. Nagle przy
mnie siedział teraz Igneel w ludzkiej postaci. Siedział i uśmiechał się do
mnie.
- Przepraszam za głupotę
mojego syna. – Powiedział tym razem mogłam zobaczyć jego smutną i wrażliwą stronę.
Przytuliłam go. – Nie żebym go usprawiedliwiał czy coś, ale wiesz… nie miałem
za wiele czasu na wyjaśnienie, czym jest miłość i czym jest smocze oznaczenie
swojej „Bratniej”. W ogóle był w tedy za młody, aby zrozumieć. Często
obserwowałem go stad. I zawsze widziałem go z Tobą. Od razu po nim mogłem powiedzieć,
że jest w Tobie na zabój zakochany, ale też zdezorientowany, jeśli chodzi o
nazwanie tych uczuć do Ciebie i ogólnie odróżnianie uczuć. Dlatego tez i może
tak się stało, bo jako smok wybrał cię, jako jego „Bratnią”, a panika o
odrzucenie i pojawienie się tej przebieglej larwy spowodowały niechciane
skutki. – Popatrzyłam na niego krzywo. I spanikował. - Nie mówie tego pod
względem ciąży! Absolutnie! Cieszę się z tego powodu i myślę, że Ty także się
cieszysz. Także Natsu gdyby wiedział o tym, że będzie ojcem także by się
cieszył tak samo jak my. Kocham Cię jak własną córkę odkąd Cię zobaczyłem i
wiele słyszałem o Tobie w świecie i od Stelli. Sam z chęcią skopałbym dupsko
temu bachorowi z różowym łbem. – Jego nastrój się diametralnie zmieniał od
paniki po czułość i na końcu warczał na wzmiankę o jego idiotycznym synu.
Przytuliłam go.
- Dziękuję, Będziesz
wspaniałym dziadkiem. – Powiedziałam będąc nadal przytulona do niego. On oderwał
mnie od siebie i spojrzał na mnie z nadzieja i ekscytacją w oczach.
- Naprawdę tak sadzisz?
– Zapytał podekscytowany. Ja się tylko uśmiechnęłam na to i skinęłam głową.
- Na pewno… Tylko błagam
nie rozpieszczaj ich ze Stellą. – Żachnęłam się z fałszywymi łzami w kącikach
oczu. Zaśmiał się i przytulił mnie ponownie.
- Oczywiście, Kochanie.
– Zaśmiał się. Wtuliłam się w jego pierś i ziewnęłam. Igneel najwidoczniej to zauważył
i uśmiechnął się do mnie troskliwie. – Śpij Lucy, musisz odpocząć. Dużo ostatnio
przeszłaś. Jutro zaczniemy trening. – Powiedział i pocałował mnie w czubek głowy.
Wziął mnie na ręce i zaniósł mnie na miękkie posłanie gdzieś w głębi jaskini.
…
C.D.N.
Genialny rozdział!Znowu nie mogę się doczekać następnej notki:D
OdpowiedzUsuńPrzesyłam duuuużo weny !
ooooł! Jak słodko! Igneel i Stella będą dziadkami! Lucy ma bliźniaków!
OdpowiedzUsuńPięknie, uroczo i czekam na next bo zżera mnie ciekawość jak to wszystko się dalej potoczy.
Weny do potęgi n życzę i pozdr. ;-)
wow szok lucy ma bliżniaki szok chciała bym zobaczyc mine natsu jak dowiaduje sie o dzieciach i laxus z mistrzem dowiaduja sie o tym ze beda wujkiemi pra dziatkiem życze ci dużó weny i nexta jak najszybciej
OdpowiedzUsuńZaraz zaraz. .. Ojciec Lucy był smokiem?!
OdpowiedzUsuń