W poprzednim rozdziale:
- Nie tylko skrzywdziła
Lucy-san, ale i Natsu-san! – Krzyknęła Wendy wściekła, a jej krzyk przypominał
ryk smoka. Nikt jej takiej nie widział odkąd dołączyła do gildii. Zawsze była słodka
i niewinna, a teraz była przerażająca jak reszta jej towarzyszy i Dragon
Slayerów.
- Tch… zadarła ze
smokami. A my nie odpuszczamy tym, którzy ranią Naszą rodzinę. – Warknął Gajeel
patrząc w jeden punkt, Lisanna. Która była zdezorientować widząc trzy, a raczej
cztery rozwścieczone smoki.
- Widzisz Lisanna-san…
Sama sobie zgotowałaś piekło… - Wysyczała na nią Wendy. I aktywowała „Dragon
Force”. Za nią aktywował Gajeel, Laxus i Natsu.
- O-Onee-chan… - Zaczęła
płakać przerażona Lisanna szukając pomocy w Mirajane, która także dawała jej
mordercze spojrzenie. Lisanna spojrzała na Mistrza w poszukiwaniu ratunku,
który siedział spokojnie na blacie baru i spokojnie pil piwo z kufla po raz
pierwszy od 2 miesięcy uśmiechając się pod nosem, mimo że to był złośliwy
uśmiech.
*.*.*
Gildia Fairy Tail.
- M-Mistrzu! Błagam, jestem przecież Nakama, a Nakama
się nie krzywdzi, prawda?! – Krzyknęła zdesperowana z nadzieja, że Mistrz
Macarov zatrzyma to szaleństwo. On za to spojrzał na nią niewzruszony.
- Sama sobie odpowiedziałaś
na to gdzie popełniłaś błąd Lisanna… Zraniłaś bardziej niż fizycznie swojego
Nakama, członka gildii. Miałem jeszcze nadzieję, że się zmienisz i zobaczysz
swój błąd. Lisanna zawiedliśmy się na Tobie. Niszczysz więzi w naszej gildii. Zmieniłaś
się… Twoja zazdrość stała się obsesją i zniszczyła czyjeś życie. – Powiedział i
wrócił do picia nie zwracając uwagi nawet na to, co się dzieje w hali.
- P-przepraszam Minna,
tak mi przykro! – Krzyknęła i padła na kolana przed czwórką Dragon Slayerów i
całą gildią plącząc wniebogłosy.
- To nie nas powinnaś
przepraszać. - Warknęła Erza wychodząc z Grayem zza Dragon Slayerów. – To
Laxusa, Mistrza, Lucy i Natsu powinnaś przeprosić na pierwszym miejscu, bo to
właśnie w ich życiu namieszałaś… - Kontynuowała. Stojąc z mieczem w ręku.
- Erza ma rację, Lucy
najbardziej ucierpiała! – Krzyknął na Lisannę Gray. Lisanna nic sobie nie
robiąc znów zmieniła postawę na złą i wstała na równe nogi.
- Nigdy… - Warknęła pod
nosem z głowa opuszczoną, a na oczach był zasłonięte cieniem z grzywki.
- Co żeś powiedziała?!
– Warknęła Erza.
- Nigdy nie przeproszę
tej Suki! – Krzyknęła ukazując im lodowate spojrzenie. – Jeszcze lepiej…, gdy
tu wróci to popamięta mnie… Zejdzie z tego świata błagając mnie bym wzięła
mojego Natsu! – Wydarła się. Nagle ktoś zaszedł ją od tylu i walną ją z całej siły
stołkiem. Gdy osunęła się na ziemie nieprzytomna. Przed naszymi oczami stanął
wkurzony Romeo, który sapał próbując wyrzucić z siebie całą złość, która w nim wrzała.
- Sorry Lisanna, ale
zaczynasz być irytująca i przerażasz… Dosłownie WARIATKA~! – Wyrzucił ręce w
powietrze nad głowę, a jego ton głosu rósł niemiłosiernie. – Jak można mówić
tak o Lucy-nee?! Teraz jesteś zerem w Moich oczach panno Strauss! – Krzyknął
patrząc z obrzydzeniem na nieprzytomną Lisannę. Był wściekły. Nagle Wendy wyrwała
się deaktywując wraz z innymi Dragon Slayerami „Dragon Force” i podbiegła do
niego i chwyciła go w ciasny uścisk, co spowodowało u niego rumieniec.
- Hah… to było coś
Romeo! – Podszedł do nich Natsu i poklepał chłopaka po głowie.
- Tak, zgadzam się z
Salamandrem. I masz rację jest irytująca! – Kolejna pochwałę zdobył od Gajeela.
I Uśmiech od reszty.
- D-dziękuję Minna-san.
Ale zrobiłem to dla Lucy-nee. Mam po prostu nadzieje, że niedługo wróci. – Powiedział
nieśmiało.
- Nie Ty jeden Romeo,
nie Ty jeden… - Powiedział Laxus wzdychając i mierzwiąc jego ciemnofioletowe włosy.
Nagle Lisanna zaczęła
coś mamrotać nieświadomie jakby przez sen...
- Jesteście wszyscy
głupi, jeśli macie w ogóle nadzieje na powrót tej dziwki… Buahahaha… Ta suka
już dawno pewnie nie żyję… – Na jej twarzy pojawił się obrzydliwy uśmieszek.
Pov. Natsu
Gdy usłyszałem to, co
Lisanna powiedziała przez sen… Krew we mnie zawrzała. To nie Lisanna, którą
kiedyś znalem. Nagle wszystko się zatrzymało, zamgliło stałem koło Romea jak słupek
wkopany w ziemię i wpatrywałem się w pusta przestrzeń przed sobą.
- „Natsu panuj nad emocjami… Lucy nic nie jest, nie słuchaj jej…” - Usłyszałem
głos w mojej głowie. Oczy mi mało nie wyszły na wierzch w zrealizowaniu tego głosu…
Znam ten głos… To był głos mojego ojca.
- „Igneel? To naprawdę Ty? Znasz Lucy? Skąd wiesz, że nic jej nie jest?”
- Zapytałem go w myślach. Miałem tyle pytań i byłem tak bardzo poruszony tym
nagłym kontaktem z Igneelem. Usłyszałem jego śmiech. Uśmiechnąłem się pod
nosem.
- „Tak, znam ją, jest ze mną, dlatego wiem, że nic jej nie jest.” - Zarechotał
szczęśliwie i mogłem się domyślić, że się śmieje ze mnie. Byłem w szoku. Lucy
jest z moim ojcem. Jest bezpieczna.
- „Ojcze, czy mogę z nią zamienić parę słów? Potrzebuję ją usłyszeć…”
- Prosiłem go i usłyszałem jak on coś szepcze, zapewne do Lucy, a później pisk
i śmiech, śmiech Lucy – „Kyaaah~! Tato to
łaskocze…” usłyszałem i nie mogłem się opanować, ale się uśmiechnąłem. Później
znów miałem duże oczy na to, co usłyszałem… Powiedziała do niego „Tato”.
- „Co ty robisz Lucy, ojcze?!” - Krzyknąłem na Igneela w myślach.
- „Nic, tylko trochę się bawiliśmy. Połaskotałem ją, nic szczególnego…”
- zachichotał. A we mnie jakby coś pękło.
- „Stary zboczeńcu… Z dala od Lucy!” - Warknąłem. A on ponownie się zaśmiał.
Najwidoczniej był bardzo rozbawiony.
- „Nie powiem już, kto tu jest zboczeńcem.” – Mógłbym powiedzie, że
się zachwal na mnie. Za to tym razem Ona
zachichotała. I w tle usłyszałem znajome „Aye,
Lushii~ idę po rybkę…” - Tak to był Happy i przypomniałem sobie to, co Happy
powiedział do nas, kiedy widziałem go ostatni raz, że to Lucy jest jego mamą i
że to Lucy kocha. Uśmiechnąłem się smutno.
- „Nie martw się Natsu, jestem w porządku… Z Igneelem, Stellą i innymi
smokami jestem bezpieczna. W dodatku mam swoje duchy i Happyego, więc nie
jestem sama.” – Usłyszałem słodki głos Lucy, Mojej Luce.
- „Lucy proszę, błagam… wróć. Tęsknię za Tobą. Potrzebuję Cię. Albo,
chociaż powiedz mi gdzie jesteś to zaraz tam się pojawię. Luce proszę...” -
Błagałem ją by mi powiedziała o miejscu gdzie się znajduje, jeśli nie chce wrócić.
- „Niestety Natsu nie mogę Ci powiedzieć gdzie jestem, a także nie mogę
wrócić… przynajmniej nie teraz…” – Powiedziała, a ja mógłbym wyczuć w jej
głosie nutę smutku. – „Powiedz Natsu… jak
Ci się układa z Lisanną? Pewnie teraz planujecie już ślub, co? W końcu jej
obiecałeś, gdy byliście dziećmi.” – Nagle zapytała o coś, o czym nie chcę
rozmawiać.
- „Nie jestem z Lisanną. I nie poślubię jej. Mam już żonę, która uciekła
ode mnie i swojej rodziny.” – Powiedziałem smutny i trochę zdenerwowany.
- „Och, mówisz? Kim jest ta szczęściara, która jest Twoją żoną? Co,
Natsu?” – Zapytała, a ja mógłbym powiedzieć, że wyczułem w tym nutę
rozczarowania.
- „Na pewno ją znasz. Ma piękne blond włosy, a w słońcu błyszczą się
niczym złoto, jej oczy są duże czekoladowo-brązowe i błyszczące jak dwie
gwiazdy z gwieździstego nieba, jej skóra jasna i miękka. Ma ciekawy charakter.
Jest uparta i czasami dziecinna, ale jest najpiękniejszą i najinteligentniejsza
osoba, jaką kiedykolwiek znałem.” - Powiedziałem i uśmiechnąłem się do swojej
myśli. I mógłbym powiedzieć, że znając ją to teraz Lucy się rumieni.
- „No nie wiem czy ją znam…” – Powiedziała szybko, aby nie pokazać
zakłopotania w glosie.
- „Oi, Lucy… to Ty głuptasie…” – Powiedziałem chichocząc szczęśliwie.
- „Przykro mi Natsu, musimy kończyć. Czas na trening! I zanim zakończę
połączenie kopnij w dupę tą całą Lisannę. Działa mi na nerwy wariatka.” - Powiedział
złośliwie się śmiejąc podczas pożegnania.
„Mi
też Ojcze, Mi też…” Pomyślałem wzdychając. I wróciłem do
rzeczywistości. Wszyscy patrzyli na mnie w oczekiwaniu.
- Natsu, wszystko w
porządku? – Erza zapytała zmartwiona kładąc dłoń na moim prawym ramieniu.
- T-tak. Wiesz, co? – Powiedziałem i powoli spojrzałem na nią. Ona patrzyła
na mnie wyczekując na to aż będę kontynuował. – R-rozmawiałem z L-Lucy za
pomocą telepatii. – Powiedziałem i mały uśmieszek pojawił się na mojej
zarumienionej twarzy. Nie wiem, dlaczego ale dopiero od jakiegoś czasu bylem
świadom swoich uczuć do pięknej blondyn przyjaciółki. Niestety, za późno się
obejrzałem, aby przyznać się przed samym sobą, że to właśnie to, co chciałem.
Być nią na zawsze, chronić ją i kochać.
- Naprawdę?! – Wszyscy radośnie
zebrali się przy mnie.
- Natsu-san, co Lucy-san mobile? Gdzie jest? Kiedy wróci?
– Piszczała Wendy przeciskając się miedzy innymi członkami gildii a buzia jej
się nie zamykała. Koniecznie chciała się dowiedzieć, co z Lucy.
- Najlepiej niech nie wraca,
bo będzie miała ze mną do czynienia. Słaba suka. – Warknęła Lisanna już
przytomna siedząc na podłodze pocierając miejsce na głowie gdzie oberwała stołkiem
od Romea, krzywiąc się.
- Zamknij się w końcu!
Nikt się ciebie o zdanie nie pytał. – Warknęła na nią Levy. – Tylko tknij
Lu-chan, a zgotuję Ci takie piekło z Mirą, że pożałujesz, że się w ogóle urodziłaś!
– Syknęła na Lisannę, a wszystkich przeszedł dreszcz po plecach na myśl o tej
zlej stronie naszej słodkiej Levy. Nagle w gildii pojawił się Loke. Patrzył
wrogo na Lisannę spod swoich okularów.
- Tehee… Wy wiecie, co zrobić,
aby mieć chwile spokoju od tej zołzy… - Zaśmiał się złośliwie Loke poprawiając
sobie okulary na nosie. I cwaniacko się uśmiechając do mnie i reszty. Nagle z
tłumu wyszedł Laxus i podszedł do niego. Loke poklepał go po ramieniu w geście
wsparcia, a potem pochylił się do niego i szepnął do ucha. Laxus na początku
spojrzał na niego z uniesiona brwią, a później ze złośliwym uśmiechem odwrócił
się do Lisanny. Złapał ją w swoje wielkie łapy i przerzucił sobie przez ramie
niczym worek ziemniaków. Ta wrzeszczała, kopała i wiła się na jego ramieniu. Za
to Laxus poszedł z nią w stronę wejścia do piwnicy nic sobie z tego nie robiąc.
Uśmiechnąłem się wiedząc, po co tam poszedł z nią. Po paru minutach wyszedł z
zadowolonym z siebie uśmiechem.
- No! I spokój! - Wiwatował
Laxus szczęśliwie. – Bickslow! Popilnuj ją tam. – Zwrócił się do Bickslowa
wskazując za siebie na wejście do piwnicy. Potem odwróciłem się do miejsca
gdzie stał Loke, ale już go nie było w gildii. Westchnąłem i cieszyłem się
spokojem od Lisanny.
- Teraz, teraz… Wracając
do pytania Wendy. Nie wiem gdzie dokładnie jest Lucy i kiedy wróci, ale wiem jedno.
Jest bezpieczna. Gdzieś ze… smokami. – Wyrzuciłem z siebie ostatnią część
wzdychając ciężko. Wszyscy patrzyli na mnie oniemiali.
- Ze smokami?! – Gildia
zawrzała.
- Znalazła smoki?! –
Wendy i Gajeel i Laxus krzyknęli zszokowani patrząc na mnie.
- Najwidoczniej. Igneel
jest z nią i Happym, wspomniała jeszcze o jakiejś Stelli i innych smokach. – Wyjaśniłem
zastanawiając się nad tym, co mi powiedziała.
- Stella. Gwiezdny
Smok. – Tym razem zabrał Laxus w zamyśleniu drapiąc się po brodzie. Wyglądał
jakby coś, jakby wspomnienie do niego wróciło. I nagle drgnął. Jego oczy się rozszerzyły
w realizacji wspomnienia. – Ciocia Stella. – Wypowiedział pół szeptem pół
krzykiem jakby w przeżył wstrząs. Co oszołomiło gildie jakby dostali obuchem.
Także ja byłem w szoku... O co chodzi?
- Cz-czekaj Laxus. C-chcesz
nam p-powiedzieć, że Wasza c-ciocia jest s-smokiem? – Zapytał jąkając się,
Gray.
- Tak Gray. Stella
Drayer, starsza siostra wujka Ivana i mamy, a teraz Stella D. Dragneel. – Wyjaśnił.
A ja zakrztusiłem własną śliną słysząc to, co powiedział Laxus. A Gray spojrzał
na mnie. I brechą niepohamowanym śmiechem.
- Bwahahaha… Twoja
macocha i ciotka Lucy to jedna osoba hahaha, a raczej smok! - Gray śmiał się
trzymając się za brzuch.
- Zamknij się kostko
lodu! – Warknąłem rażąc go zabójczym wzrokiem. I mało się nie pobiliśmy. Zatrzymała
nas Erza, ale nie posłała nam swojego zabójczego spojrzenia tylko intensywnie
się wpatrywała w Laxusa.
- Mógłbyś nam to wyjaśnić
Laxus? – Poprosiła go łagodni. Na co Laxus skinął głowa w zgodzie.
*.*.*
C.D.N.